Zacznę od puenty: grunt to motywacja. W naszych działaniach zawsze liczy się cel oraz zasadność i sens ich podejmowania. Jesteśmy w stanie na coś sługo pracować, długo oszczędzać pieniądze jeżeli mamy konkretny cel, osiągalny, w miarę realny. Uważam, że dużo łatwiej byłoby się wielu podporządkować różnym rygorystycznym nakazom o ile znany byłby czas zakończenia pandemii. Dużo łatwiej jest zacisnąć zęby, jeżeli wiemy, że wszelkie przeciwności losu będą trwały miesiąc, kwartał czy pół roku, ale wiadomo, że jest to nieosiągalne pragnienie. Nikt nie jest wróżką i nie odważy się z całą stanowczością, stawiając na szali swój autorytet, złożyć taką deklarację.
Wszyscy wiemy, jak ważną umiejętnością w naszych czasach jest znajomość języków. Nauka angielskiego staje się niemal tak powszechna, jak polskiego. Dzieci już w żłobku mają zajęcia z języka obcego. Wiadomo, znajomość języków ułatwia sprawne poruszanie się po świecie, nawiązywanie znajomości, a w przyszłości znalezienie dobrej pracy, niekoniecznie we własnym kraju. Bardzo więc nam zależało żeby nasze dzieci uczyły się języków, żeby były otwarte na świat, kontaktowe. Nie będąc profesjonalistą nie podjęłam się nauki moich dzieci języka angielskiego. Znalazłam fajnych nauczycieli. I jakież było nasze zaskoczenie, że naszej starszej córce nauka języka szła bardzo opornie. Musieliśmy ją wspierać, motywować, odpytywać, utrwalać materiał. Do czasu, aż zmienił jej się nauczyciel na dodatkowych zajęciach z języka angielskiego, ale przede wszystkim kiedy okazało się, że nadawanie w tv jej ulubionego serialu o syrenach zakończyło się (niech Was nie zmyli tematyka – bardzo młodzieżowy, z licznymi miłosnymi zawirowaniami i młodzieńczymi perypetiami w grupie rówieśniczej). Natomiast odkryła ona, że w internecie można znaleźć kolejną serię, ale jedynie w języku oryginalnym, czyli po angielsku. I co wówczas zrobi prawdziwy fan / fanka syrenich opowieści? Wiadomo, będzie kontynuować oglądanie. Zgodziliśmy się na ten eksperyment. Mąż zadał sobie trud i ściągnął kolejne odcinki w anglojęzycznej wersji. I co? I okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Ponieważ fabuła takich seriali nie jest zbyt skomplikowana, frekwencja niektórych wyrazów jest wysoka (wiadomo: kocha, serce, syrena, woda itp.) więc przy podstawowej znajomości angielskiego łatwo było z kontekstu domyślić się o czym rozmawiają bohaterowie. Moja córka nie dość, że kilkukrotnie obejrzała tą serię, to tłumaczyła sobie wiele słów żeby wszystko zrozumieć. Po czym okazało się, ze nauka angielskiego nie sprawia jej większej trudności, świetnie sobie radzi w szkole, nie potrzebuje naszej pomocy, a dodatkowo rozwija umiejętności językowe na pozaszkolnych lekcjach (na jej prośbę zwiększyliśmy liczbę lekcji do dwóch w zeszłym roku, a w tym już do trzech. I słowo – ona sama chciała).
Obecnie nasza starsza córka bardzo intensywnie uczy się także języka hiszpańskiego. Geneza zainteresowania tym językiem jest podobna jak w przypadku angielskiego. Oczywiście związana jest z kolejnym serialem, który zaczęła oglądać po zakończeniu emisji syrenich przygód. Okazuje się, że telewizja może być jednak przydatna :). Akcja jej ulubionego serialu, opowiadającego o utalentowanej muzycznie młodzieży, dzieje się w Argentynie. Bohaterowie mówią w języku hiszpańskim, oczywiście serial jest emitowany z polskim tłumaczeniem. Jednakże moja córka tak pokochała ten serial, że zaczęła słuchać piosenek pochodzących z niego. Od wakacji codziennie wszyscy co najmniej dwa razy dziennie słuchamy płyty z muzyką do serialu. Córka zaczęła sobie tłumaczyć teksty piosenek, a to naprawdę żmudna i czasochłonna praca. Słowa utworów zna na pamięć. I zaczęła w życiu codziennym cytować frazy z piosenek adekwatne do sytuacji. Na jej prośbę zakupiliśmy profesjonalny kurs nauki języka hiszpańskiego, a ona codziennie przerabia lekcje z kursu, dodatkowo nadal tłumaczy piosenki, ogląda serial, słucha piosenek w wersji oryginalnej, a nawet zaczęła uczyć się dodatkowego słownictwa z fiszek i zaskakuje nas, jak wiele już się nauczyła, jak wiele rozumie i jak potrafi budować proste zdania w języku hiszpańskim. I w ogóle nie musieliśmy jej do tego namawiać. Sama siada i się uczy. A dlaczego? Bo podoba jej się serial, bo wymarzyła sobie, że kiedyś pojedzie do Argentyny, bo w głębi serca marzy żeby kiedyś zagrać w nim maleńką rólkę, poznać jej bohaterów. Ma cel, widzi sens i osiąga sukcesy.
A jak się to ma do logopedii, terapii, mojej pracy? Bardzo się ma. W mojej pracy bardzo ważne jest uświadomienie dziecku sensu terapii, której się oboje podejmujemy. Przychodzą do mnie dzieci w różnym wieku, ale uważam, że już trzylatkowi należy uświadamiać po co przychodzi do logopedy, jaki jest w tym sens, a przede wszystkim, jaką z tego będzie miał korzyść. Dla dzieci w wieku przedszkolnym najważniejsza jest korzyść. Ono musi coś z tego mieć, skoro ma się tak męczyć. Wiadomo, rodzice zgłaszając się z dzieckiem na konsultację, poradę, a potem terapię patrzą długodystansowo. Wiedzą, że prawidłowa mowa i wymowa jest dziecku niezbędna, by nawiązywał prawidłowe relacje z rówieśnikami w przedszkolu, a następnie w szkole sprawnie przyswajał wiedzę, radził sobie z stawianymi mu wymaganiami. Ale dla dziecka takie odległe cele są abstrakcyjne i niezrozumiałe. Dlatego uważam, że bardzo ważne jest wytłumaczenie dziecku przed terapią i przypominanie w trakcie jej trwania, jak ważne są ćwiczenia. Że dzięki ćwiczeniom łatwiej będzie się dogadać z kolegą w przedszkolu, że zamiast wyrywać i bić się o zabawki będzie można o nie negocjować, można zgłosić swój własny pomysł na zabawę, zamiast zawsze bawić się w to, co wymyślą inni; można opowiadać o ulubionej bajce, zamiast słuchać opowieści kolegów; można mieć moc sprawczą, zamiast być tylko biernym obserwatorem życia przedszkolnego. Łatwiej też odnaleźć się w codziennym życiu przedszkolnym, czerpać z niego przyjemność i satysfakcję, bo lepiej rozumie się interakcje w grupie, bo łatwiej wykonuje się polecenia pani, bo łatwiej się adaptuje w nowej rzeczywistości, kiedy jest ona zrozumiała, uporządkowana, przewidywalna. I wszystko to staje się łatwiejsze, znośniejsze dla małego człowieka, jeżeli jest on w stanie sprawie się komunikować.
Starsze dzieci z wadami wymowy częściej widzą swoją odmienność, czasami są przedmiotem kpin kolegów, więc ich motywacja do działania, do pracy jest większa. Jeżeli jednak stawiają opór, prezentują niechęć staram się z nimi rozmawiać o ich zainteresowaniach, marzeniach, planach na przyszłość. Najczęściej przychodzą do mnie chłopcy, którzy chcą być piłkarzami. Snuję więc przed nimi wizję świetlanej przyszłości, w której zostają gwiazdami futbolu, idolami młodych ludzi, kiedy muszą udzielać wywiadów i nagle okazuje się, ze mają wadę wymowy i stanowi to znaczącą barierę w publicznych wystąpieniach. Muszę powiedzieć, że to przemawia do wyobraźni młodych ludzi. To jest konkret, coś co jest bliskie ich sercu, coś co może zaważyć na ich przyszłości. Dziewczynki natomiast chcą być aktorkami, piosenkarkami, prezenterkami, a więc kimś, kto cały czas musi się wypowiadać i to bardzo poprawnie, więc wizja udzielania wywiadów i konieczność prezentowania bezbłędnej dykcji także przemawia do ich wyobraźni.
Dlatego niezwykle ważne jest traktowanie dzieci po partnersku w trakcie terapii, do tłumaczenia im, przekonywania, motywowania. Ważne jest planowanie postępowania terapeutycznego z uwzględnieniem ich temperamentu, osobowości, zainteresowań, marzeń i planów. Nic o nich i dla nich poza nimi.