Pierwsze wrażenie

przez | 29 listopada, 2020
Pierwsze wrażenie

Od małego uczono nas, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie, że jak cię widzą tak cię piszą, że niby nie szata zdobi człowieka, ale do wyglądu zewnętrznego przywiązujemy duże znaczenie. W modzie są diety pudełkowe, osobiści trenerzy fitness coraz prężniej rozwija się branża beauty. Na pierwszą randkę, pierwszą wizytę u przyszłych teściów czy na rozmowę o pracę ubieramy się starannie i bardzo mocno kontrolujemy swoje zachowanie, ograniczamy własną spontaniczność.

A ja mam taką pracę, że codziennie robię na kimś pierwsze wrażenie. Codziennie spotykam nowe osoby, dorosłych dzieci, którzy przychodzą do mnie po raz pierwszy, czasami też po raz ostatni po poradę, konsultację, zalecenia do dalszej pracy z dzieckiem, diagnozę logopedyczną. I w moim przypadku to pierwsze wrażenie jest bardzo istotne, bo ono decyduje czy rodzic się otworzy, będzie szczery czy wręcz przeciwnie wycofany, nieufny, milczący. Czasami trafiają do nas bardzo znękani, zmęczeni, sfrustrowani rodzice, zmartwieni, bo czują, że ich dziecko nie rozwija się standardowo, bo porównują swoje z innymi na placach zabaw, bo czytają w różnych poradnikach jakie są normy rozwojowe, a ich dziecko nie przystaje do nich. Bo ich dziecko nie śpi po nocach, bo cały dzień biega, nie posiedzi nawet pięciu minut na bajce, bo u lekarza nie pozwala się zbadać, nawet dotknąć, bo w sklepie robi ,,sceny”, rzuca się na podłogę, złości się, płacze, bo nie mówi i nie wiadomo o co chodzi, bo nie wiadomo czego chce. Przychodzą do nas rodzice zdruzgotani, poranieni, zmęczeni oskarżającymi ich spojrzeniami lekarzy, sklepikarzy, klientów sklepów, innych rodziców na placu zabaw. A z drugiej strony nikt im nic nie doradza, nie pomaga, nie wspiera. Lekarz na bilansie uważa, że pod względem zdrowotnym jest w porządku, mówić też ma czas, bo to chłopiec, bo jeszcze mały, bo dojrzeje, bo dorośnie, bo w rodzinie też był opóźniony rozwój mowy. Kolejni specjaliści, do których chodzą, odsyłają z kwitkiem, że póki dziecko nie nauczy się współpracować nie podejmą z nim terapii. Nawet doświadczeni terapeuci potrafią tak powiedzieć. Jak dziecko z deficytami ma samo sobie pomóc? Jak rodzic, który nie jest specjalistą ma mu pomóc, skoro do tej pory sobie nie radził. Jak ma zaufać kolejnemu specjaliście, skoro ten poprzedni mu nie pomógł, nie doradził, nie wsparł?

Zdarza się, że taki rodzic, który szukał pomocy a odszedł z kwitkiem, długo nie zwróci się o pomoc do innego terapeuty. Będzie się męczył, cierpiał, starał się wychować swoje dziecko, najlepiej jak potrafi, borykał się z trudnościami i żył nadzieją, że to jego dziecko w końcu jednak dorośnie, dojrzeje i osiągnie pożądane umiejętności. Ale jakim kosztem? Ale też zdarzają się rodzice, którzy mimo pierwszego rozgoryczenia, rozczarowania, zażenowania, złego pierwszego wrażenia, z miłości do dziecka będą szukać dalej pomocy. To też jest trudna droga i trudny wybór. Bo mimo poprzednich złych doświadczeń, nie poddają się, bo instynktownie czują, że sami nie pomogą swojemu dziecku. I takich odważnych rodziców nie można przestraszyć, nie można zrazić. Uważam, że niehumanitarne, nieprofesjonalne, jest odsyłanie rodziców z niczym. Nawet kiedy nie czuję się na siłach, by im pomóc, by podjąć pracę z dzieckiem, staram się pokierować ich do innych sprawdzonych specjalistów, zalecić badania, które na pewno okażą się niezbędne w dalszej drodze postępowania diagnostycznego (w moim przypadku najczęściej są to zalecenia badania słuchu, badania laryngologiczne i neurologiczne).

Ale najważniejsze dla mnie w czasie tych pierwszych spotkań jest zdobycie zaufania rodzica, nawiązania z nim relacji, kontaktu. I wiem, że łatwo jest krytykować i punktować to, z czego sami zwierzają nam się rodzice lub to, co obserwujemy w gabinecie lub tuż przed nim. Łatwo z pozycji specjalisty oceniać niewłaściwe postawy rodzicielskie. Bo nadal dziecko używa smoczka na uspokojenie, bo zasypia lub śpi ze smoczkiem, bo nadal je zmiksowane potrawy, bo nadal nie jest odpieluchowane, bo przy jedzeniu ma włączone bajki żeby cokolwiek zjadło, bo w ciągu dnia ponad godzinę lub dwie oglądam bajki w telewizorze. Zarzuty można mnożyć. Ale po pierwsze, niech pierwszy rzucił kamieniem, kto nie włączył swojemu dziecku choć raz bajki żeby napić się w spokoju ciepłej kawy, przez chwilę porozmawiać z koleżanką przez telefon, kto nigdy nie odpuścił ćwiczeń, bo padał ze zmęczenia po trudnym dniu w pracy. Po drugie nikt z nas nie lubi być krytykowanym przez innych, a już szczególnie przez obce osoby, które nie w pełni znają sytuację rodzinną swoich klientów. Ja sama jestem wrażliwa na krytykę i bardzo źle ją znoszę. Mam tak po mojej młodszej córce. Jeżeli już na starcie zaczniemy strofować dorosłego przecież rodzica to nie uda nam się nawiązać żadnej nici porozumienia. Dlatego lepiej jest przeprowadzić rzetelny wywiad z rodzicem, zadać wiele czasami z pozoru nic nie znaczących pytań i stworzyć dzięki temu prawdziwy obraz sytuacji. Następnie dokonać dogłębnej obserwacji dziecka, a jeżeli ono na to pozwoli choćby tylko wstępnego badania logopedycznego i wówczas spokojnym, rzeczowym, nieoceniającym tonem poinformować rodziców, czy i jaki widzimy problem, a właściwie trudność. A dopiero uzyskawszy choć cień zaufania rodzica możemy wskazywać mu jakie działania z jego strony będą pożądane i wspierające prawidłowy rozwój mowy i poznawczy dziecka. I dopiero wtedy można pokazać, że smoczek przez cały dzień w buzi dziecka ,,korkuje” je, blokuje jego spontaniczną reakcję werbalną, że zbyt długo podawany smoczek zaburza prawidłową pozycję spoczynkową języka, że powoduje, że może kształtować się wada zgryzu, która w przyszłości może wymagać czasami kosztownej pomocy ortodontycznej i konieczności noszenia aparatu na zęby.  Że wielogodzinny kontakt dziecka ze sprzętami wysokiej technologii zaburzają jego rozwój mowy, że dziecko skupia się bardziej na obrazie, na tym co mu miga, niż na tym co do niego w szklanym okienku mówią. Itp., itd.

Traktując rodzica z szacunkiem, empatią i zrozumieniem zyskujemy najwięcej. Traktując go miło i kulturalnie także. Bo czasami najbardziej roszczeniowy rodzic zaopiekowany rzetelnie, merytorycznie, fachowo, ze współczuciem i wyrozumiałością chowa kolce, rozpina pancerz i okazuje się być najlepiej współpracującym rodzicem, najlepszym partnerem do współprowadzenia terapii własnego dziecka na równi z logopedą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *