Świąteczny czas

przez | 20 grudnia, 2020

Już od pierwszych dni grudnia moja młodsza córka codziennie wzdychała, że nie może doczekać się świąt. Że już by chciała rozpakowywać prezenty. Tęsknie zerkała w stronę piramidy starannie zapakowanych prezentów piętrzącą się w naszej sypialni. Spokojnie, nie podeptaliśmy jej wiary w istnienie Świętego Mikołaja. Do jej niewiary w istnienie świętego wchodzącego kominem lub niepostrzeżenie zostawiającego wór prezentów na wycieraczce, już kilka lat temu walnie przyczyniła się jej starsza siostra, która brutalnie wyjawiła jej, kto jest sponsorem i ofiarodawcą świątecznych upominków. Jednak młodsze dzieci, dzięki starszemu rodzeństwu, dorastają i dojrzewają szybciej. Zbyt szybko. Tak więc moje młodsze dziecko regularnie kręciło się wokół prezentów, zgadywało, co może się w nich znajdować, zgadywało dla kogo one mogą być. Tęsknie i niecierpliwe wzdychało. Rozumiem ją doskonale. Pamiętam sama, jak będąc dzieckiem szukałam w szafach  ukrytych przez rodziców prezentów (mój mąż robił tak samo), jak niemiłosiernie dłużyło się oczekiwanie na przyjście świąt, potem ferii, wakacji. Dni mijały w ślimaczym tempie. Kiedy dorosłam nagle czas oczekiwania błyskawicznie się kurczył, zanim pomyślałam o świętach, one już nadchodziły, zanim zdążyłam zaplanować, co będę robić na urlopie, on już prawie mijał. A ilu po drodze spotykam ludzi, którzy bardziej doświadczeni, już na początku grudnia, przed samymi świętami, w trakcie ich celebrowania i tuż po nich, nieodmiennie powtarzają, jak mantrę: ,,święta, święta i … po świętach”. Takich to nic już nie zaskoczy, za dobrze znają życie, jego reguły, jego odwieczne prawa i zasady. Dla takich ludzi szklanka zawsze jest do połowy pusta. Ja z perspektywy mijających lat i pewnego doświadczenia życiowego wiem, że mimo, iż miłe i niemiłe momenty w naszym życiu przychodzą szybciej niż byśmy się ich spodziewali, to wiem też, że warto czekać na co miłe, dobre, radosne. Warto pielęgnować to oczekiwanie, podsycać, dbać o nie. A niemiłe, smutne, niepokojące zdarzenia, których się spodziewamy (trudne egzaminy, trudna rozmowa, operacja) i tak nadejdą, niezależnie od tego, jak skutecznie staralibyśmy się o nich zapominać, wypierać ze świadomości, unikać, lekceważyć. Warto czekać. Ale powiedz to dzieciom…

Dzieci w ogóle inaczej liczą czas, zupełnie inaczej go pojmują, nie przejmują się przemijaniem. Jednakże czas jest dla nich ważny, często się do niego odwołują, próbują usytuować w jego biegu i siebie osobiście i wszystkie najważniejsze wydarzenia. Zauważyłam już dawno, że moja młodsza córka nie lubi opowieści i wspomnień, w których ona nie uczestniczyła, w których jej nie było i nie miało prawa być, bo się jeszcze nie urodziła. Ale jej to zawsze doskwierało. Zawsze się wtedy dopytywała czy ona już wtedy żyła, czy była? Denerwowała się, kiedy okazywało się, że nie, a jej siostra była już uczestnikiem tych wydarzeń mniej lub bardziej świadomym. Dopiero jak powiedziałam jej, że może fizycznie nie było jej z nami, to zawsze o niej myśleliśmy, zawsze ją chcieliśmy, tylko musiała poczekać u aniołków w niebie na swoją kolej i miejsce w moim brzuchu. Zupełnie abstrahując od tego, w co kto wierzy, takie tłumaczenie zupełnie ją przekonało. I od tego momentu zaczęła się pytać: to było wtedy, jak już żyła, czy jak byłam u aniołków. Okazało się, że dla niej najważniejsza była świadomość, że ona zawsze z nami była, w myślach, sercach, a potem już namacalnie, fizycznie.

Moja młodsza córka bardzo często próbuje umieścić różne wydarzenia na osi czasu. Ostatnio mi się zapytała co było najpierw druga wojna światowa czy dinozaury; następnie czy najpierw były dinozaury czy Bóg. Już nie wspomnę o tym, choć pisałam o tym dawno temu, czy jak ja byłam mała to wtedy żył Jezus. Ale też w różny sposób próbuje odmierzać czas. Niedawno zapytała mi się ile jeszcze zup planuję ugotować do świąt i wyliczyła sobie na podstawie mojej odpowiedzi, że do świąt zostało dziewięć dni, bo u nas tę samą zupę je się średnio trzy dni 🙂 Dzieci zauważają więc i upływ czasu, i cykliczność pewnych zdarzeń (choćby to, że w niektórych domach świeża zupa jest podawana co trzy dni); regularność i powtarzalność pewnych czynności wynikających z nadejścia określonego specjalnego czasu.

I mimo, że nam czas tak szybko ucieka, a naszym dzieciom wlecze się niemiłosiernie, jego upływ, i związane z nim przemijanie, następowanie jednorazowych możliwości, utrata raz danych nam szans, dotyka każdego z nas. Dlatego warto wykorzystać jak najlepiej dany nam czas tu i teraz. Przez cały grudzień staram się stworzyć i podtrzymać klimat radosnego oczekiwania, fundujemy sobie drobne przyjemności, żeby pamiętać o tym, co ma radosnego nadejść, żeby przedłużyć świąteczny i radosny nastrój. Żeby pokazać moim dzieciom, że samo oczekiwanie jest wartością, szczególnie jeżeli wszyscy razem, wspólnie czekamy. I mimo, że te święta będą inne niż wszystkie, już z początkiem grudnia piekłyśmy pierniczki, potem ozdabiałyśmy, tworzyłyśmy ozdobne stroiki bożonarodzeniowe na stół, a wszystko to przy dźwiękach kolęd.

I mimo, że święta mają być spędzane w izolacji, to nie w odosobnieniu. Mamy szansę, by ten nadchodzący czas spędzić jak najlepiej z naszymi bliskimi, z naszymi dziećmi, pomimo szalejącej epidemii strachu, niepewności, lęku, zmartwień, troski, czasami i żałoby. Mamy szansę, by ten czas poświęcić naszym bliskim, by przyjrzeć się im, porozmawiać, zrozumieć, co je fascynuje, interesuje, cieszy, a co napawa lękiem, niepewnością. Jest to pierwszy raz tak wyjątkowy czas, gdzie brak jest nadmiernych bodźców, rozpraszaczy w postaci natłoku innych ludzi, potraw, imprez, wystaw, światełek. Wyjątkowy czas na większe skupienie, uważność, bliskość, czujność, które możemy ofiarować naprawdę bliskim nam ludziom, naszym dzieciom.

Życzę Wam pomimo wszystko wesołych, radosnych Świąt, by nadchodzący Nowy Rok przyniósł nam nadzieję, wiarę i miłość w człowieka i do człowieka.

Wesołych Świąt!!!

Jeden komentarz do „Świąteczny czas

  1. olala

    Mam koleżankę, która przynosi prezenty do pracy i tam je pakuje 🙂 Mnie pewnie też to czeka niedługo, bo moje dziecko również szuka prezentów zaglądając już coraz wyżej, przeglądając półki na których „Mikołaj” rękami mamy mógł schować sprytnie przed nią prezenty. Wiara w Mikołaja skończyła się wraz z pójściem do szkoły. Ja też pamiętam to buszowanie po szafkach 'za dzieciaka’ ;)))

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *