Słowo honoru

przez | 19 lipca, 2020

Ostatnio przestałam włączać TV. Lawina słów, które leje się na różnych kanałach od rana do wieczora mnie przygniotła, przydusiła, przygnębiła. Niby rozumiem znaczenie każdego słowa z osobna padającego z ust różnych osób, nijak nie mogę doszukać się sensu w całej wypowiedzi. Każdego dnia (tak nadal) szokuje mnie, że powiedzieć, chlapnąć można wszystko i nikt nie bierze odpowiedzialności, za to co powiedział, nie zastanawia się, że wielu ludzi, którzy słuchają tych słów przyjmują je do siebie, myślą nad nimi albo i nie i zaczynają postępować według tego, co usłyszeli. A często owi mówcy bronią się, tłumaczą, że przecież tego dokładnie nie powiedzieli, że to była przenośnia, metafora, pewne puszczenie oczka do słuchaczy lub słowa te, ktoś wyjął z kontekstu. Ale bardzo wielu ludzi nie widzi tych niuansów i subtelności. Oni widzą jedno, że skoro wypowiada je osoba z pewną pozycją społeczną, dorobkiem zawodowym, prestiżem przynależnym jego profesji to jest to jedyna i święta prawda.

A przecież kiedyś słowo miało znaczenie. To byt abstrakcyjny, który wraz z jego wypowiedzeniem dematerializuje się, przebrzmiewa, który jednak był szanowany, miał znaczenie nadrzędne, o który dbano najbardziej. Przecież nadal w naszym języku funkcjonują takie frazeologizmy, jak ,,słowo honoru”, ,,ręczę słowem”, ,,słowo daję”. Czyli to słowo miało prymarne znaczenie, wartość niepodważalną, z którym się liczono, któremu zawierzano, które było gwarantem prawości naszych czynów i spełnienia składnych obietnic.

Przecież już w Piśmie Świętym, do którego odwołujemy się, nie tylko jako do świętej księgi, ale pewnego kanonu lektur, które należy znać, która stanowi inspirację dla kolejnych epok literackich, sztuki, jest napisane ,,Na początku było Słowo”. I ja to rozumiem nie tylko w znaczeniu, że początkiem wszystkiego był Absolut, bo wiara w taki porządek świata, jest indywidualną sprawą każdego z nas, ale przede wszystkim rozumiem to jako potwierdzenie tego, że słowo ma wielką moc sprawczą, że słowo może tworzyć rzeczy wielkie, może stać za wielkimi dziełami.

Jako logopeda codziennie pracuję ze słowem i nad słowem. Walczę o to, by było ono wypowiadane starannie, poprawnie artykulacyjnie i właściwie odmieniane przez wszystkie przypadki. Bo przecież jest różnica między ,,jajka” a ,,lalka”, między ,,rak” a ,,lak”; między ,,zera” a ,,żebra”. Często różne nieprawidłowości artykulacyjne prowadziły do wielu pomyłek, niezrozumienia w kontaktach mówiącego z jego słuchaczem. Często niemożność wypowiedzenia poprawnie danego słowa budzi wielką frustrację u dzieci, a kolejna prośba o powtórzenie – furię, złość i żałość, że nikt ich nie rozumie. Bardzo często trudność poprawnego, zgodnie z przyjętą normą, wypowiadania słów sprawiają, że u dzieci spada samoocena, stają się one wycofane, nieśmiałe, lękowe. Tak ważna jest moc słowa. Dzięki niemu możemy się przecież dogadać, poprosić o pomoc. Za pomocą słów przekazujemy naszym najbliższym najważniejsze informację, że kogoś kochamy, że ktoś jest nam bliski, że się o niego troszczymy. Na dźwięk słowa matki niemowlaczki się uspokajają, uśmiechają; starsze dzieci znajdują pocieszenie, ukojenie, zrozumienie. Słowo zbliża ludzi, słowo jednoczy ludzi, słowo przyciąga do siebie ludzi. Tak powinno być nie tylko w idealnym świecie.

Przecież każdy rodzic z dużą niecierpliwością wyczekuje na pierwsze słowo swojego dziecka. Na zawsze zapada ono w pamięci i sercu każdej mamy i taty, wielokrotnie jest przytaczane we wspomnieniach, rodzinnych historyjkach.

Przecież ja codziennie walczę o to, by dzieci z różnymi zaburzeniami i dysfunkcjami wypowiedziało pierwsze, drugie i kolejne słowo. By w końcu to dziecko dostało narzędzie do kontaktowania się ze światem, z rodziną, z rodzeństwem. Nie zawsze jest to przecież słowo, to może być gest, to może być karta z odpowiednim obrazkiem, ale zrozumiałe dla większości, ale pozwalające na nawiązanie nici porozumienia. I naprawdę wielkie wzruszenie, wielkie emocje towarzyszą dziecku, rodzicom i mnie osobiście, kiedy dziecku uda się wypowiedzieć pierwsze słowo, ale nie mniejsze emocje, radość i duma towarzyszą dziecku, które po wielu miesiącach terapii, wchodzi do gabinetu i mówi na wstępie ,,dzień dobrrrrrry”, że udało się, że jest [r], że już zamiast lowel, w końcu jest rower.

I nagle nie minęło wiele czasu, a słowo stało się głównym budulcem niechęci, nienawiści, hejtu, obrażania, dzielenia ludzi, segregowania, wytykania każdej inności, obcości. I nawet nie ma co wskazywać konkretnej osoby, grupy ludzi, sfery zawodowej. Ale także słowo stało się materiałem przereklamowanym, z krótką datą przydatności do spożycia, bo powiedzieć można wszystko, obrazić można każdego, obiecać można wszystko. A potem zamaskować to kolejną lawiną nowych słów, nowych informacji, nowych obietnic. I tamto poprzednie już się nie liczy, liczy się to, o którym mowa tu i teraz. Słowo stało się świetnym narzędziem do manipulacji, do kierowania zachowaniem już nie jednego człowieka, ale całych grup. Bo nadal przecież wielu jest naiwniaków, takich jak ja, którzy wierzą w wartość słowa, wierzą w jego sacrum, w jego boską, magiczną moc.

I choć widzę i słyszę, co się wokoło dzieje, nadal z uporem maniaka będę walczyła o jego wartość, nadal będę z całych sił walczyła z moimi podopiecznymi o wejście do świata słów. Bo wierzę, że na początku było Słowo, ale też chcę wierzyć, że do końca świata będzie Słowo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *