Jednak podróże kształcą. Po wrześniowym szaleństwie, gdzie na nowo trzeba było się zorganizować, działać wg z góry ułożonego planu (a każda z nas, moje córki i ja, ma inny); wdrożyć się w ranne wstawanie, przygotowywanie śniadaniówek (i pamiętanie, że jedna tylko kanapki z szynką, a druga tylko z serem); uzgodnieniem grafiku kto kogo odwozi i odbiera; po odbyciu pierwszych zebrań organizacyjnych w szkołach, powtykaniu dodatkowych zajęć pozalekcyjnych w i tak napięty harmonogram, potrzebowaliśmy chwili wytchnienia i odpoczynku. Zdecydowaliśmy się wyjechać poza miasto. Po tej wrześniowej bieganinie, powoli łapaliśmy zadyszkę. Postanowiliśmy uspokoić oddech, zrobić głęboki wdech i ponownie oddychać pełną piersią.
Kierunkiem naszego wypadu był Lublin. Miasto to stało się naszym podróżniczym odkryciem – malownicze, kameralne, zabytkowe, klimatyczne. Miasto, które powitało nas piękną, słoneczną pogodą, uroczą, pełną zabytków, stylowych kamieniczek starówką, z której bezpośrednio można dostać się na lubelski zamek. Zamek ten urzekł i zachwycił mnie najbardziej. Jego fasada była jakby żywcem wyjęta z disneyowskich kreskówek. Z oddali wyglądała, jakby narysowana ręką dziecka. Mnie najbardziej kojarzyła się z zamkiem Duloc z filmu Shrek. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Niesamowity był dla mnie fakt, że po starówce, parkach spaceruje tak wielu ludzi, całymi rodzinami, ze znajomymi, parami, samotnie. Jakby mieszkańcy Lublina i jego okolic mieli nieprzeciętną potrzebę spotykania się i komunikowania. Gwar rozmów, śmiech dorosłych, radosne okrzyki i piski dzieci wypełniały centrum miasta.
Ale tym, czym całkowicie nas zaskoczył Lubin, był portal. Wielkie oko – telebim w owalnej oprawie, w którym oglądaliśmy innych ludzi przechodzących chodnikami innego miasta. Okazało się, że stojąc w centrum deptaku w Lublinie mamy podgląd na jedną z ulic w Wilnie, na Litwie. A ludzie idący po drugiej stronie szklanego oka mają podgląd na mieszkańców Lublina, którzy tu i teraz też przechodzili. Jedni i drudzy się widzą. Jedni do drugich mogą pomachać, uśmiechnąć się. Wzruszające. Zgodnie z opisem znajdującym się przy tym niezwykłym portalu ideą tej inicjatywy była chęć zasypywania podziałów; dzielenia ludzi na nas i ich. Dokładny opis umieszczony obok portalu brzmiał:
I stojąc przed tym portalem widzimy ludzi po drugiej stronie takich jak my, na podobnej ulicy, z tymi samymi znakami drogowymi, z sygnalizacją świetlną, ubranych całkiem podobnie do nas. Niektórzy szli sami, niektórzy w parach. Jedni widać było, że się spieszyli, nawet nam nie odmachali, inni zamyśleni z głowa zwieszoną w dół, pewnie nas nawet nie zauważyli, ale większość z uśmiechem machała nam, czasami ktoś się zatrzymał na chwilę i stał i z uśmiechem pozdrawiał uniesioną w górę dłonią. Niby byliśmy tak daleko, a jednak dzięki nowoczesnej technologii tak blisko. Niby mieszkamy każdy w innym kraju, a tak jesteśmy do siebie podobni. Niesamowite doświadczenie. Stojąc przed szklanym okiem ogarniało nas wielkie wzruszenie, radość, zachwyt.
Marzy mi się żeby taki portal był czymś naturalnym w naszej codzienności, ale także tej zawodowej. Żebyśmy chętnie dzielili się naszym zawodowym doświadczeniem, byli otwarci na nowości, na nowe metody, techniki. Żebyśmy mieli możliwość wzajemnego podglądania naszej pracy, wymiany doświadczeń, uwag. W internecie powstaje coraz więcej grup wsparcia dla logopedów, gdzie bez hejtu, złośliwości można pytać o radę, prezentować własne trudne przypadki i konsultować zasadność danej metody, sposobu postępowania. Jest coraz więcej szkoleń bezpłatnych i płatnych, dzięki którym można poszerzać wiedzę, zgłębiać interesujące nas zagadnienia. Dobrze by było, żebyśmy też na co dzień umieli ze sobą współdziałać, wymieniać się doświadczeniem. Zdarza się, że kilku logopedów pracuje z jednym dzieckiem. Czasami rodzice ukrywają ten fakt, czasami mówią o tym otwarcie. Zawsze stoję na stanowisku, że decyzją rodzica jest, kto będzie pracował z ich dzieckiem. Wyrażam wolę współpracy z każdym specjalistą, staram się nie narzucać swojej wizji terapii, ale nie zdarzyło mi się, żebym zupełnie różniła się w swoich działaniach niż moja koleżanka. Bo tak naprawdę wszyscy mamy na celu dobro dziecka, wyposażenie go w niezbędne kompetencje językowe i komunikacyjne.
Życzę więc sił i energii wszystkim terapeutom, specjalistom i nauczycielom w tym roku szkolnym, tym bardziej, że niedawno obchodziliśmy święto Komisji Edukacji Narodowej, zwane potocznie Dniem Nauczyciela.