Magia czytania

przez | 27 sierpnia, 2023

Jestem wielką zwolenniczką i orędowniczką czytania dzieciom w każdym wieku. Ja swoim córkom czytałam odkąd były w moim brzuchu. Wybierałam klasykę – bo ona nigdy nie wychodzi z mody, jest międzypokoleniowa i ponadczasowa – wiersze Tuwima i Brzechwy. Uwielbiałam je sama w dzieciństwie, a po drugie mają one rym, rytm, są dowcipne i sprzyjają modulowaniu głosu. Kiedy moje córki przyszły na świat czytałam im każdego dnia. Wybierałam zawsze porę po karmieniu i zmianie pieluchy, kiedy czyste, świeże, pachnące, z pełnymi brzuszkami, były zadowolone z życia, a każda interakcja z dorosłym napawała ich radością. Do tego utrwalałam pozytywne skojarzenia pełny brzuszek = dobra lektura 😉 trudno się oprzeć takiemu połączeniu.

Początkowo nadal to były rymowane wiersze wspomnianych autorów, z czasem repertuar się poszerzał, zmieniał, pojawiała się proza, krótkie opowiadania. Kiedy moje córki podrosły i zaczęły same czytać, nasze rytuały książkowe biegły dwutorowo: w ciągu dnia czytały same, wieczorem obowiązkowo musiałam czytać im ja. Obecnie starsza córka wyrosła ze wspólnego czytania, na szczęście młodsza, co prawda już 10 – latka, nadal lubi ten wspólny czas. To nas zbliża do siebie, daje nam okazję i pretekst do obgadania wielu palących problemów, często wyjaśnieniu nagromadzonych wątpliwości, nieścisłości wynikającego z nadmiaru informacji bombardujących dzieci każdego dnia. Do tego, jako niedoszły polonista, ale dyplomowany, mam wpływ na dobór naszych wieczornych lektur i czasami mogą przemycić z pozoru nudną pozycję, po którą moja córka by nie sięgnęła, a przy wspólnym czytaniu okazuje się fascynującą przygodą. Dzięki temu naszym ostatnim odkryciem czytelniczym jest ,,W 80 dni dookoła świata”.

Nie będę już nawet wspominała o takich banalnych zaletach czytania dzieciom jak szybki rozwój mowy, wzbogacanie słownictwa, powiększanie zakresu wiedzy o otaczającym świecie.

Poza czytaniem dzieciom i przez dzieci jestem też fanką rozpoczęcia jak najwcześniej nauki czytania. I to niezależnie od metody, którą wybierzemy. Ja swoją starszą córkę uczyłam od 3 roku życia – i moim zdaniem za późno, młodszą – poprzez zabawę – zaczęłam przed drugim rokiem życia. I nie żałuję. Nie ugięłam się pod lawiną komentarzy, że za wcześnie, że chcę z niej zrobić geniusza, że pójdzie do szkoły i tam będzie się nudzić. Ten ostatni argument jest największym mitem i absurdem o jakim słyszałam. Przecież dziecko idąc do szkoły nie tylko rozpoczyna naukę czytania, rozpoczyna swoją przygodę ogólnie z nauką, z systemem nauczania. Nauka czytania jest tylko jednym z elementów pobytu w szkole. Przecież szkoła to także klasa, rówieśnicy, wzajemne kontakty, relacje, nowa pani, wycieczki, przedstawienia, zajęcia plastyczne, ćwiczenia fizyczne. Uważam, że moja młodsza córka, dzięki temu, że idąc do szkoły czytała sprawnie i płynnie, nauka była dla niej wolna od stresu i lęku. Nie martwiła się, że nie umie czytać, że sylabizuje, że nie rozumie czytanego tekstu, że nie zapamiętała polecenia pani, bo zawsze mogła je sobie ,,doczytać”. Umiejętność czytania uwolniła ją od wielu lęków, frustracji, niepokojów. Chodząc do szkoły czerpała stuprocentową satysfakcję z pozostałej oferty, jaką gwarantowała szkoła – kontakty społeczne, wspólna zabawa, przyswajanie wiedzy z różnych dziedzin.

Poza tym widzę inne korzyści wczesnego czytania u moich córek. Napawa mnie dumą i radością fakt, że one naprawdę lubią czytać. Że czynność ta jest na równi z jazdą na rolkach, na rowerze, wspólnej zabawy, oglądaniu filmów czy grze na komputerze. Jedną z wielu i taką naturalną. Widzę, jaką mają swobodę, łatwość wypowiedzi, choć jest to miecz obusieczny. Bo po za tym, że mówią dużo, chętnie, to dyskutują z nami do upadłego chcąc przekonać nas do swoich racji, z zegarmistrzowską precyzją wyłapują każde nasze przejęzyczenie, nieścisłość lub nielogiczność naszych słów, złą odmianę wyrazu i z miną surowego sędziego ,,wytykają” nam błędy oraz je korygują.

Jednakże największą wartością dodaną wczesnej edukacji czytania moich córek jest ich zwiększająca się refleksyjność, pogłębiająca się samoświadomość, szersza perspektywa patrzenia na świat, patrzenia na różne niuanse, nonsensy codzienności z poziomu meta.

Ostatnio byłam świadkiem rozmowy moich córek. Starsza opowiadała młodszej o trudnych sytuacjach, jakie jej się przytrafiały na windsurfingu. Starsza opowiadała, jak to wpadła do wody i trudno było jej ponownie wdrapać się na deskę i postawić żagiel. I spuentowała opowieść, jak to zrobiło się ,,nieciekawie”. Na co zareagowała młodsza. Co prawda nie wyraziła współczucia, że siostrę spotkała taka przygoda, ani podziwu, że dała radę, poradziła sobie mimo niesprzyjających okoliczności (dla mnie była bohaterką), ale ją w tej opowieści uderzyło coś innego. Cytując: ,,to dziwne, że ludzie w takich sytuacjach mówią, że to jest ,,nieciekawe”, skoro wtedy robi się naprawdę ciekawie, a nie powiedzą, że jest strasznie, tragicznie”. Dla mnie niesamowite, opadła mi szczęka. Fascynujący był dla mnie fakt, że moje młodsze dziecko tak uważnie słucha co się do niego mówi, analizuje, wychwytuje nielogiczność wypowiedzi, ale też zauważa pewną powtarzalność tej alogiczności w różnych wypowiedziach, to jak ludzie bezrefleksyjnie używają różnych sformułowań. Byłam pod wrażeniem jej krytycyzmu wobec słów innych ludzi, tego, że ją to zastanawiało i nurtowało oraz faktu, że nie wahała się publicznie o tym powiedzieć i sprowokować dyskusję.

Poza tą krytycznością wobec słów innych widzę, że u młodszej coraz bardziej rozwija się estetyka mowy, wrażliwość na słowa, na ich dobór, sposób użycia. Moja córka lubi otaczać się pięknymi słowami. Niedawno mówiłam coś o naszym kocie m.in. o tym, że tak przycupnął na dywanie. I wtedy ona mi powiedziała, że lubi to słowo, tak samo jak futerko, puszysty, kotuś. Że to są takie miłe dla ucha słowa, ładnie brzmią. Zdumiało mnie to bardzo. Że w czasach, kiedy tych słów w ciągu dnia pada tak dużo, że zewsząd bombardują nas informacje, reklamy, ona potrafi wyłuskać miłe uszom słowa, potrafi się nimi zachwycać, tworzy własną kolekcje tych ulubionych.

Starsza córka nie jest mniej refleksyjna, tylko bardziej skryta więc rzadko upublicznia swoje przemyślenia, ale podobnie jak młodsza wyłapuje nieścisłości, przekłamania w wypowiedziach innych. Ponadto jest bardziej dociekliwa jeżeli chodzi o etymologie słów, porównuje te same słowa w różnych językach. Poza tym jej oczytanie i wrażliwość na język przyniosły zupełnie nieoczekiwany efekt. Ona matematyczka, umysł ścisły, napisała własną książkę. Czytałam jej fragmenty – naprawdę wciągająca lektura, napisana sprawną, poprawną polszczyzną. Córka ma nadzieję, że uda jej się opublikować książkę. Ja dołożę wszelkich starań, by jej się udało, choć też nie chcę dawać fałszywej nadziei, że na pewno się uda. Ale warto mieć marzenia i dalekosiężne plany. Marzenia mają wielką moc i mogą mieć magiczną moc.

A magia marzeń i magia czytania mogą mieć potężną siłę rażenia i oddziaływania. Dlatego czytajmy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *