W wychowaniu moich dzieci nieustannie próbuję nauczyć ich podstaw, bo jak je opanują, to mam nadzieję, że potem ze wszystkim sobie poradzą i osiągną sukces, spełnienie, zadowolenie w życiu. Więc już od małego, ja, miłośniczka idealnego porządku, uczyłam wrzucać zabawki do pudełka, na zasadzie naprzemienności, jedną ja, drugą ty, żeby nabrało dobrych nawyków i potem odruchowo sprzątało pokój po zabawie, porządkowało łazienkę po kąpieli, brudne ubrania odnosiło do pojemnika. Z różnym skutkiem, ale nie poddaję się do dziś w moich staraniach. Od małego starałam się wpajać obowiązkowość, że jak zaczęło układać puzzle, to należy skończyć, że jak zaczęło robić lekcje, to należy je dokończyć, a nie odkładać na później. Wychodzę bowiem z założenia, że w dorosłości łatwiej im będzie dokończyć jakiś projekt w firmie w wyznaczonym czasie, wywiązać się ze zobowiązań rodzinnych, zawodowych, towarzyskich, których się podjęły. Od małego starałam się wpajać, że kiedy z kimś się zaprzyjaźnimy, oswoimy daną osobę, to musimy dbać o tę znajomość, podtrzymywać kontakt, wspierać, pomagać, wybaczać, choć czasami to strasznie trudne. Bo myślę sobie, że to jest świetne ćwiczenie na późniejsze życie, żeby utrzymać swój związek, relację z drugą osobą, zawalczyć
o trwałość rodziny, kiedy nadchodzą trudne czasy i nadciągają kłopoty.
Kiedy to piszę, to wydaje mi się, że brzmi to tak, jakbym wychowywała swoje dzieci w pruskim drylu, ale moim zdaniem podstawy są niezwykle ważne w naszym codziennym życiu. Im one są bardziej ugruntowane, im częściej są testowane, im skuteczniej umacniane, tym w przyszłości będą spełniały swoją funkcję, nie zawiodą. Jeżeli przez nasze życie przejdzie nawałnica, stracimy orientację, tego co dobre, co złe, zwątpimy w siebie i innych, zaczniemy podejmować ryzykowne decyzje, bo kiedy wiatr ustanie, kurz opadnie, te fundamenty nadal będą, może nadszarpnięte, może trochę zdewastowane, popękane, ale będą i nie będziemy wszystkiego zaczynać od zera.
Ale tak naprawdę najważniejszą podstawą mojej piramidy życiowej jest rozmowa. I pewnie przemawia przeze mnie zawodowy pragmatyzm. Ale wszelkie nasze działania nie przegadane, nie omówione, nie skomentowane, nie mają racji bytu, ba nawet nie tak naprawdę nie zaistnieją. Idea w naszej głowie tylko pomyślana, a nie zwerbalizowana, pozostanie jedynie ideą fix. Oczywiście uczymy nasze dzieci przez dawanie dobrego przykładu, ale wydaje mi się, że zawsze musimy im wytłumaczyć, w jakim celu to robimy, czemu to ma służyć i dlaczego właśnie tego od nich wymagamy. Dzięki rozmowie poznajemy siebie nawzajem, zaczynamy relacje z drugim człowiekiem, podtrzymujemy kontakty, bo żartujemy, zwierzamy się sobie, wspieramy w kłopotach. Bo czasami też trzeba sobie powiedzieć gorzką prawdę, parę przykrych słów, by oczyścić atmosferę, przeciąć nakręcającą się spiralę niewypowiedzianych żali i pretensji, wyjaśnić sobie, czego oczekujemy, co nam przeszkadza, co doceniamy, czego nie akceptujemy.
Zacznijmy więc od podstaw – rozmowa to pierwszy kontakt z naszym dzieckiem, ledwie się urodzi, ledwie włożą nam je w ramiona, a już każda matka odruchowo zaczyna do niego mówić. Potem kiedy jest niemowlaczkiem też powinniśmy starać się często do niego mówić, szeptać, nucić, śpiewać. Bo to nie tylko wzmacnia w naszym dziecku poczucie bliskości, bezpieczeństwa, sprawia, że łatwiej zasypiają, lepiej jedzą, właściwie się rozwijają. Do tego dochodzą efekty uboczne, jak przyspieszony rozwój mowy, bogaty zasób słownictwa, umiejętność budowania dłuższych wypowiedzi zawierających liczne zdania złożone, rozbudowany zakres wiedzy o otaczającym nas świecie, trening pamięci słuchowej, a co za tym idzie – łatwość zapamiętywania informacji, przyswajania wiedzy szkolnej, lekkość w nauce języków obcych. W dalekiej przyszłości zaś sprawi, że nasze dziecko, następnie nasz nastolatek, nasz dorosły już człowiek nabierze pewności siebie, będzie świadomie i bez lęku wygłaszał własne przekonania, bronił własnego zdania, głośno protestował, gdy uzna, że jego prawa lub jego bliźniego są sprzeniewierzane, będzie artykułował swoje potrzeby i pragnienia, będzie stawiał wymagania, ale też brał w słowną opiekę słabszych od siebie.
Dlatego wielką wartością jest dbanie o nasz kontakt werbalny z naszym dzieckiem. Myślę, że jak wszystko co dobre, wartościowe, wymaga pielęgnacji i wysiłku. Czasami wygodniej jest iść obok dziecka w milczeniu i skupiać się na swoich przeżyciach, uczuciach, tworzyć listę zakupów lub listę spraw do załatwienia. Warto zamiast zainwestować w zabawkę w interaktywną w nas czas z dzieckiem.
Rozmowa, to jest zawsze pierwszy i najważniejsze zalecenie logopedyczne, jakie zadaję rodzicom. Nie wymaga żadnej specjalistycznej wiedzy, szczególnych umiejętności, nakładów finansowych, jedynie miłości, bliskości i czasu.
Dlatego warto rozmawiać…