,,Kamienna twarz”

przez | 29 marca, 2020

Kiedy za wszelką cenę próbuję ukryć przed moimi dziećmi moje zdenerwowanie, rozdrażnienie lub zmęczenie, bo miałam nieprzyjemny dzień w pracy, natłok spraw do załatwienia, bo pokłóciłam się z ich tatą (i nie wypada się przyznać, bo sama nie lubię kiedy one się ze sobą kłócą) staram się przyoblec jak najbardziej neutralny wyraz twarzy oraz staram się, by mój ton głosu był spokojny, łagodny i wyważony, a przynajmniej względnie opanowany. I wiecie co? Nigdy mi się to nie udaje. Zawsze wtedy słyszę od mojej młodszej córki: ,,a dlaczego masz taką dziwną minę”, albo ,,dlaczego mówisz takim tonem”. Moja młodsza córka od zawsze była wyczulona na zmianę w wyrazie mojej twarzy, na ton głosu. Na każdy mój niekontrolowany grymas zmęczenia, bólu, złości reagowała i reaguje niepokojem, od razu próbuje się do mnie przytulać, przymilać i mnie łaskotać. Do tej pory nie lubi kiedy w dzień się położę na krótką drzemkę, a zdarza mi się to naprawdę sporadycznie. Wtedy się koło mnie kręci, zagaduje, podnosi na siłę powieki, ciągnie za ręce żebym już wstała. Mój bezruch, bo fakt zawsze jestem w domu aktywna, ciągle coś robię, dużo gadam, martwi ją i niepokoi. Kiedy w domu zalega cisza, bo każdy z nas jest zajęty swoimi sprawami, ona zaraz przybiega  i mówi: ,,a co tu taka cisza?”, ,,nie lubię ciszy, jak nikt nie gada”. Brak ,,fonii i wizji” w mojej osobie ją przeraża, czyni niespokojną, zdezorientowaną.

Pewnie w kręgach psychologiczno – pedagogicznych znany jest psychologiczny eksperyment znany jako ,,kamienna twarz”. W skrócie opisując (choć można sobie znaleźć odpowiednie nagranie w odmętach Internetu) mama około rocznego dziecka siedzącego w krzesełku zagaduje do niego, uśmiecha się, jest czujna na jego reakcję i komunikaty. Na uśmiech dziecka odpowiada uśmiechem, patrzy na to, co wskazuje mały paluszek, nazywa to. Matka nieustannie pozostaje w kontakcie ze swoim dzieckiem – podtrzymuje kontakt wzrokowy, emocjonalny i komunikacyjny. Nagle na chwilę odwraca się do dziecka, a kiedy ponownie kieruje w jego stronę swoją twarz jest ona nieruchoma, ,,maskowata”, niewyrażająca żadnych emocji. Początkowo u dziecka powoduje to lekkie zdziwienie, stara się więc ono na nowo rozweselić matkę, śmieje się do niej, gaworzy, pokazuje palcem rzeczy dla niego ciekawe, ale im dłużej matka ma kamienny wyraz twarz, tym dziecko staje się coraz bardziej niepewne, niespokojne, aż w końcu wybucha płaczem wyrażającym niepokój i żal. Wystarczyło tylko, by mama ponownie się do niego uśmiechnęła, zagadała wesoło, a ono natychmiast się uspokaja, uśmiecha i ponownie wydaje z siebie odgłosy zadowolenia.

Bardzo często rodzice pytają mnie, jak mogą wspomagać rozwój mowy swojego dziecka, jak go stymulować, pomagać mu w miarę szybko i sprawnie opanować tą niezwykle życiową umiejętność. Więc ja niezmiennie od lat powtarzam, że nie ma nic lepszego niż codzienny kontakt słowny, wzrokowy, mimiczny, emocjonalny ze swoim dzieckiem. Maluszki po drugim miesiącu życia już wpatrują się w naszą twarz, nawiązują kontakt wzrokowy; po czwartym miesiącu uśmiechają się na nasz uśmiech, około szóstego potrafią się już śmiać w głos, jak je coś rozbawi (i co najdziwniejsze zawsze jest to coś najmniej oczekiwanego i działa tylko raz. Powtarzane już tak nie bawi, jak za pierwszym razem. Przynajmniej tak miały moje dzieci). Rodzice dzieci w każdym wieku próbują znaleźć super edukacyjną zabawkę dla swojego dziecka. Bo teraz zabawka nie może tylko bawić, ona musi spełniać wiele innych funkcji – edukować, stymulować, rozwijać. A tak naprawdę najbardziej pożądaną zabawką dla naszych dzieci jesteśmy my sami. Nie żadne ,,misie – uczysie”, które po naciśnięciu odpowiedniego guziczka wymienią nazwy kolorów, a po naciśnięciu kolejnego – policzą od 1 do 10, a przy pociągnięciu za uszko rozlegnie się motywujący okrzyk: ,,świetnie”, ,,brawo”, ,,pobawmy się jeszcze raz”. Po pierwsze takie misie nie uczą. Nazywają wybrane, podstawowe desygnaty bez żadnego kontekstu, bez żadnego odniesienia do konkretnej sytuacji np. takiej, że mama bierze banan i mówi do dziecka ,,zjemy dziś banana. Jaki żółty banan. Żółty, jak słoneczko. Teraz zdejmę żółtą skórkę z banana. Jaś za chwilę zje pysznego i żółtego banana”. I to jest prawdziwa nauka mowy. My, logopedzi, nazywamy to otaczaniem dziecka ,,kąpielą słowną”. Dany wyraz został  powtórzony wielokrotnie, co zdecydowanie ułatwi zapamiętanie jego nazwy dziecku, samo słowo ,,banan” zostało użyte w kilku zdaniach, odmienione przez kilka przypadków, a więc przy okazji pokazujemy dziecku, jak plastyczny jest język, dajemy też gotowe wzorce, jak poprawie odmieniać dany wyraz w różnych wariantach. Poza tym uczymy też dziecko przez skojarzenia. Kojarzymy żółty z bananem, a poza tym uczymy jeszcze porównywać, że żółty jest nie tylko banan, ale też żółte jest słoneczko. Tyle informacji podczas jednej kontaktu, w czasie jednej rozmowy!!!

Ważny jest dla dziecka także ton głosu (nie sztucznie brzmiący głos misia, zawsze taki sam), ale też mimika twarzy mamy – na przykład uśmiech mamy kiedy mówi, jaki dobry jest ten banan, a więc tym samym już budzi w dziecku pozytywne skojarzenia z tym owocem i wzbudza w dziecku chęć spróbowania tego opisywanego cudu. Miś ma zawsze taki sam uśmiechnięty wyraz twarzy czy to wyliczając kolejne kolory czy też wykrzykując, jaki jesteś świetny.

W ogóle sam głos najbliższych jest ważny dla dziecka. Dziecko nie musi nawet widzieć matki, a uspokaja się, gdy słyszy jej kojący głos nadbiegający z sąsiedniego pomieszczenia. I tak długo, jak dziecko słyszy ten głos, nawet nie musi widzieć matki, będzie na niego reagować – albo się uspokoi albo rozpłacze jeszcze bardziej chcąc pokazać swoją żałość i podkreślić swoją trudną sytuację, w której się znalazło.

Dlatego nie lekceważmy pozytywnej mocy babcinych wyliczanek, także znanych nam z naszego dzieciństwa. Wszystkie sroczki ważące kaszkę, chodzące raki nieboraki powinny ponownie wrócić do łask. Nie dość, że są krótkie, rytmiczne, zabawne, to jeszcze generują bliski kontakt fizyczny matki z dzieckiem, powodują odprężenie dziecka, jego ciałka, jego głowy, co sprawia, że tym szybciej będzie się ono uczyło i chłonęło nowe słowa, proste zdania.

Dziecko będące z nami w kontakcie od najmłodszych lat uczy się pokazywać i rozróżniać także nasze emocje, ,,czytać” z twarzy mamy czy jest ona smutna czy wesoła. Dość szybko nauczy się dostrzegać, że szeroko otwarte oczy, tworzące się zmarszczki wokół nich i uśmiech oznacza coś pozytywnego, dobry humor, a zmarszczone czoło, ściągnięte brwi i kiwanie groźnie palcem oznacza zakaz, niezadowolenie. Dziecko widząc nas wesołych, smutnych, płaczących uczy się samo wyrażać swoje emocje, ale uczy się też, że nie należy ich tłumić. Że czasami łzy płynące po policzkach mamy mogą je przerażać, ale dowodzą tego, że rodzica czasami także dopada niemoc, smutek, rozpacz i to jest normalne, ludzkie, zwyczajne.

Do prawidłowej stymulacji dziecka od niemowlęcia niepotrzebna jest żadna tajemna i specjalistyczna wiedza, ani ukończenie studiów wyższych. Każda matka wiedziona instynktem nachyla się nad swoim dzieckiem, wpatruje się w nie, uśmiecha się, zagaduje. A dziecko zachłannie wpatruje się w jej twarz. Już od dawna wiemy, że małe dziecko początkowo dostrzega tylko kontrasty, stąd na rynku wydawniczym tak dużo czarno – białych książeczek dla niemowlaków. Ale nic nie jest tak pełne kontrastów, rys, zagłębień szczelin, jak bliska, ukochana twarz mamy czy taty, na której maluje się tak wiele emocji w kontakcie z własnym potomkiem: radości, wesołości, rozbawienia, wzruszenia, czułości.

Mówiąc już językiem zupełnie naukowym – taki bliski, częsty, bezpośredni kontakt odbywający się w nastroju akceptacji, zrozumienia, miłości i radości sprawia, że u dziecka uaktywnia się kora przedczołowa, czyli ,,społeczna” część mózgu, która odpowiada za zdolność empatii, umiejętności samokontroli i odczytywania niewerbalnych komunikatów wysyłanych przez innych ludzi – czyli umiejętności, które nauczyciele określają jako za najważniejsze w poprawnym funkcjonowaniu dziecka w grupie (np. rówieśniczej), zespole (np. klasowym), społeczeństwie. Badacze są zgodni, że nawiązana więź tak mocna z jednym lub dwoma opiekunami na tak wczesnym etapie życia stanowi najlepszy fundament dla rozwoju dziecka oraz jego dalszej nauki. Może równie uodpornić dziecko na całe życie.

Dlatego powinniśmy pamiętać, że na każdym etapie życia naszego dziecka jest pozostawanie z nim w kontakcie, bycie w prawdzie z naszymi emocjami, przeżyciami. Dzieci zawsze wychwytują sztuczność w naszym głosie i wyrazie twarzy. Pamiętajmy, że najgorszą opcją dla dziecka jest kamienna twarz i cisza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *