Gołoborze

przez | 14 sierpnia, 2024

Kończąc mijający rok szkolny czułam się wyjałowiona, zmęczona i zniechęcona. Byłam jak gołoborze. To ludowa nazwa terenów niezalesionych, bez roślinności, dosłownie ,,bez boru” na określenie terenów kamienistych, skalnych położonych na stokach gór. Termin, z którym spotkałam się w trakcie naszej świętokrzyskiej eskapady. I nikt mi nie powie, że podróże nie kształcą. Teraz zaskakująco często publikuję posty, bo życie zmusiło mnie do włączenia pauzy – okazało się, że covid nadal jest żywy i znienacka, podstępnie dopada. Mnie w trakcie trwania urlopu. Ale wychodzę z założenia, że nic w naszym życiu nie dzieje się bez przyczyny, wszystko jest po coś. I nawet te z pozoru gorzkie doświadczenia przynoszą ostatecznie pozytywne efekty. Więc teraz mam dużo czasu na refleksję i autorefleksję.

To był trudny, a nawet wyjątkowo trudny rok, z tych, co jak się coś wali to po całości. Co kilka lat każdy z nas ma tak w swoim życiu. Trochę jak próba ogniowa. To był rok, gdzie musiałam dokończyć ważne zawodowe zobowiązanie, którego podjęłam się dwa lata wcześniej. Trudne, mozolne, ale niezwykle rozwijające, odświeżające wiedzę, motywujące do działania, ożywiające i wzbogacające nowe kontakty zawodowe. To był rok, gdzie w pracy zawodowej dawałam z siebie wszystko co najlepsze, gdzie bardzo dużo pracowałam i nie zauważyłam, jak nieumiejętnie gospodarowałam własnymi zasobami – siłą, witalnością, pomysłowością, empatią, odpowiedzialnością. Mało tego, przeoczyłam fakt, że już z początkiem maja zaczęłam się zadłużać. Robiłam wiele rzeczy przez siłę, bo już zaczęłam kilka projektów i musiałam je siłą rzeczy dokończyć. I właśnie od maja nieprzerwanie zaczęłam chorować z mniejszą lub większą częstotliwością. Bo na oparach można jeszcze kawałek przejechać, ale daleko się już nie ujedzie. Trzeba się zatrzymać i zobaczyć co nas zatrzymało. Zdiagnozować problem.

To był też trudny rok dla moich dzieci, rok zmian, nowości, gdzie było duża niepewności, niewiadomego. A wiadomo, że nieznane początki generują lęk, strach  i wymaga to dużej czujności rodzicielskiej, by umieć w odpowiednim momencie zadziałać, wspomóc, przegadać, pobyć. I strasznie to trudne w takim pędzie zawodowo życiowym wszystkiemu podołać, nie przeoczyć, odpowiednio wcześnie zareagować. Bo mówią, że szewc bez butów chodzi. A ja jednak lubię buty w większej ilości. Te prywatne kryzysy uświadomiły mi jednak, że czas, który inwestowaliśmy z mężem w nasze dzieci nie poszedł na marne. Bo nie zawsze na twarzach naszych dzieci są wypisane ich trudności, których doświadczają. I ja naprawdę rozumiem te matki, które mówią, niech mi pani uwierzy, ja naprawdę nic nie podejrzewałam. I tak jest, tak się może zdarzyć. I to nie wynika z zaniedbania, tylko pośpiechu, przytłoczenia,  nadmiaru obowiązków. Dla mnie ważne było, że choć serce matki rozpadało się na miliony kawałków, kiedy córki dzieliły się przeżyciami egzystencjalnymi, rozkminami, to jednak chciały pogadać i przegadać je ze mną. Czasami były to sprawy, które nawet doświadczany człowiek nie potrafi rozwiązać i znaleźć satysfakcjonującej, podnoszącej na duchu odpowiedzi, ale były też takie codzienne trudności, rozczarowania, poczucie doświadczanej niesprawiedliwości czy rozżalenie, że zawiodły się na ludziach z najbliższego otoczenia. Ważne, że przychodziły, że mówiły, że nieraz milion razy wałkowaliśmy ten sam temat, padały te same argumenty za i przeciw. Ale rozmawialiśmy do upadłego.

I zapadając się w swoim gołoborzu czasami trudno z siebie wykrzesać energię, siłę, wolę i wlać je w swoje dzieci. Bo jak im mówić, że mają być dobrzy dla ludzi i kontakt z ludźmi jest cenny i potrzebny, jak sama momentami byłam ludźmi rozczarowana, jak sama doświadczyłam opuszczenia i samotności (oczywiście nie przez męża, bo on dzielnie trwał i trwa przy mnie), jak je motywować, że ciężka i systematyczna praca popłaca, jak sama widziałam, że inni idą na skróty i osiągają podobny efekt, jak im mówić, że warto być sobą, że warto cieszyć się tym co mamy tu i teraz, jak za każdym razem ja i one słyszą ,,ale wam zazdroszczę”, a my nie mamy nic wielkiego, spektakularnego, czegoś, czego inni by nie mogli osiągnąć. I wiem, gorycz przeze mnie przemawia. Ale też wiem, że moja gorycz, zmęczenie, zniechęcenie, może znaleźć ujście jedynie w pisaniu, w rozmowach z mężem o życiu, ale nigdy przy moich dzieciach. I wymaga to wielkiej samodyscypliny i zaparcia, by im mówić: dasz radę, spróbuj, jestem z Tobą, nie poddawaj się, masz prawo popełniać błędy. By motywować: daj ludziom szansę, daj komuś czas, wczuj się w jego sytuację.

Mijający rok był trudny, ale też uzmysłowił mi oczywistą oczywistość, że mimo, iż moja rodzina pochłania najwięcej mojej energii, czasu, uwagi, serca, najmocniej przeżywam jej trudności, rozterki, boleści, trudności, ale też najbardziej dzielę ich szczęście, radość, zadowolenie, to jest to moja przestrzeń do życia, która daje mi siłę, napęd, troskę i uważność. Która jest dla mnie stałą, pewnikiem, z którą czasem poobijani, ale wychodzimy z wielu prób ogniowych. Ale podnosząca na duchu jest świadomość, że jednak ,,ludzi dobrej woli jest więcej”, że zawsze możemy liczyć na naszą najbliższą rodzinę – rodziców i rodzeństwo. Oni także nas nigdy nie zawiedli.

Myślę, że ważne jest, aby wokół siebie tkać siatkę z ludzi bliskich, wspierających, z którymi można przeżywać życiowe wzloty i upadki, gadać o wszystkim i o niczym. Ja lubię ludzi. Od zawsze i zawsze. Ale też warto jednak mieć w sobie zgodę na to, że ludzie wokół ciebie będą się zmieniać. Bo w życiu zdarza się tyle nieprzewidzianych okoliczności. Ale zawsze warto mieć wokół siebie miejsce na kolejnych ludzi, nie bać się, nie wycofywać się z relacji.

I tak przez całe wakacje obsadzam to swoje gołoborze, zaczynam je pielęgnować. Więcej czasu spędzam z rodziną, odnawiam kontakty towarzyskie, podtrzymuję stałe przyjaźnie, chłonę dary natury, ale też dużo czasu poświęcam sobie – mam czas na rozmyślania, czytanie książek (to jest dyscyplina sportowa, w której miałabym szansę na olimpijskie złoto). I tym razem obiecuje sobie solennie, że nie wyjałowię tej ziemi tak szybko, że będę rozsądnie gospodarowała jej zasobami, że starczy mi sił na cały kolejny rok. Bo przecież receptę znam – rodzina, natura, przyjaciele, własne hobby, a potem praca. I muszę się z tego wywiązać, bo ostatnio moje dzieci zaczęły czytać mojego bloga i surowo mnie rozliczają ze wszystkiego, co napisałam.

Na szczęście wakacje jeszcze trwają. Odpoczywajmy!!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *