Niezmiennie rozczula mnie, kiedy moje córki wołają do mojego męża ,,titi”. ,,Tata” zmieniło się w ,,titi” nawet nie wiem od kiedy w naszej rodzinie. Bo kiedyś było ,,tata”, a teraz to ,,titi”, to takie nasze, swojskie, rodzinne słowo. Na mnie wołają zamiennie ,,mama, mimi, meme”. Choć już przeważa ,,mama”. Uwielbiam te określenia. Bo w nich jest tyle bliskości, swojskości, tkliwości. I jedna, choć już prawie nastolatka, i druga, choć nadal dziecko, nasz dzidziuś malutki, używają go odruchowo, naturalnie, bezwiednie. Mój mąż też ma na mnie swoje określenie. Jest ono związane z jedną z historii z początku naszej znajomości. To naprawdę szmat czasu. Zawsze używa go w stosunku do mnie w chwilach pełnych emocji – złości, wzburzenia, zdenerwowania, radości, wzruszenia. W codziennym życiu zwraca się do mnie po imieniu. I pewnie nie zdaje sobie sprawy, że w chwilach, kiedy są trudne lub radosne odruchowo zwraca się do mnie tym jednym jedynym słowem, którego genezę znamy tylko my. Nasze dzieci słysząc je przyjmują określenie to bez zmrużenia oka – ono jest z nami od początku. A my, kiedy ono pada, niezależnie od sytuacji zawsze uśmiechamy się do naszych wspomnień. Początki znajomości, pierwsze randki, zawsze budzą uśmiech nostalgii. Ja do mojego męża też zwracam się w jedyny sposób. Przez nikogo nie jest tak nazywany, choć mój zwrot stanowi słowotwórcze przekształcenie jego imienia.
Pewnie to żadna nowość. W każdej rodzinie funkcjonują określenia dla członków rodziny związane z jakąś historią, charakterystyczne i znane tylko osobom wtajemniczonym, najbliższym. Ale niesamowite jest to, że dzięki słowom możemy tworzyć swój własny rodziny kod, który jest znany tylko nam, który niewidzialnie nas pieczętuje. Niesamowite jest to, że słowa mogą budować intymność, prywatność każdej rodziny, dodatkowo ją spajać, łączyć. Niesamowite jest, jaką słowa mają moc. Mogą budować prywatne enklawy, małe ojczyzny, warowne twierdze każdej rodziny. I nie po to, żeby odgradzać się od innych ludzi, ale żeby mieć niektóre ważne momenty tylko dla siebie, gesty, słowa zarezerwowane dla danej grupki ludzi. Żeby jeszcze bardziej umocnić ich więź, pogłębić ich wspólnotę.
Warto kultywować takie czułe słówka. One budują naszą tożsamość, naszą przynależność, naszą więź. Oczywiście na samych słowach nie da się budować wspólnoty, a jedynie poprzez codzienność, wspólne działanie, podejmowany wysiłek i trud. Ale tam, gdzie jest trwanie ze sobą na dobre i złe; tam gdzie jest miłość, przywiązanie, szacunek, tam zawsze pojawiają się czułe słówka.
PS. A swoją drogę uwielbiam film ,,Czułe słówka”. Polecam
Pingback: Małe szczęścia - Impresje logopedyczne