Banalnie zaczyna się mój wpis. Nietrudno zgadnąć autora cytatu, którego słowa sparafrazowałam na potrzeby mojej dzisiejszej impresji. ,,Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Jakże często jest ten cytat przywoływany we wszelkich mediach w sytuacji wiadomości o śmierci, odejściu znanej osoby, dziecka. Jednakże zawsze słowa te są związane z wyrażaniem żalu, że ktoś bezpowrotnie odszedł, a my nie zrobiliśmy dla niego wystarczająco dużo, nie powiedzieliśmy mu wszystkich ważnych słów, nie cieszyliśmy się z jego obecności wystarczająco mocno.
Myślę, że dla każdego rodzica, którego dziecko opuszcza dom rodzinny, jest to sytuacja napawająca dumą, że oto wychowaliśmy naszą pociechę na dojrzałego człowieka, gotowego podjąć trud samodzielnego życia, ale na pewno (pewnie szczególnie dla matek, bo jak ja sama pomyślę, że kiedyś moje dzieci ,,pójdą w świat” wpadam w panikę) jest to także trudny moment, doświadczenie pewnej straty. Z jednej strony z ciekawością śledzimy samodzielne, dorosłe poczynania naszych dzieci, z drugiej strony pewnie zawsze będziemy się martwić, jak ono sobie radzi, czy świat nie jest dla niego zbyt okrutny i wrogi. Wszystkie przyszłe sukcesy naszego dziecka będziemy odbierać jako powód do dumy także dla nas, wszystkie jego niepowodzenia będziemy przypisywać także sobie i współodczuwać gorycz porażki.
Żebyśmy na ,,stare lata” odczuwali spokój ducha, że nasza pociecha poradzi sobie w dorosłym życiu, że ewentualne przegrane przekuje w sukces, a co najmniej wyciągnie właściwe wnioski z tej trudnej lekcji od życia, ważne jest żebyśmy od małego wspomagali nasze dzieci w kształtowaniu ich osobowości, wspierali zalety, talenty i wspólnie z nim radzili sobie z wszelkimi trudnościami. I najważniejsze chwalili, chwalili, chwalili, bo tego nigdy za wiele. Bo jak nie my to kto?
I nie chodzi mi tu o nic nie znaczące zachwyty od kołyski, jak pięknie się uśmiechnęło, jak pięknie zjadło choć bluzeczka cała w kaszce, jak pięknie narysowało, choć na kartce ledwie majaczy się ślad po kredce. Zresztą dzieci wcale nie oczekują od nas nieustannego chwalenia, są nawet podejrzliwie, jak same widzą, że ten kot przez nich narysowany na kartce nie przypomina nawet czworonoga, a mama czy babcia pieją z zachwytu. Wtedy dzieci zaczynają nabierać podejrzeń, że my dorośli chcemy ,,zagadywaniem”, ,,nadmiernymi okrzykami”, ,,achami” i ,,ochami” ukryć ich brak talentu, umiejętności. Dzieci są bardzo krytyczne wobec siebie i innych i zawsze wyczuwają nieszczerość. One nie chcą nieprawdziwych komplementów. Ja nawet, jak gram z moimi córkami w gry planszowe i czasami, żeby im nie robić przykrości ,,podłożę się” to od razu obie protestują, że zrobiłam to specjalnie. I mimo tego, że żadna z nich nie lubi przegrywać, obie dąsają się po każdej przegranej, nie lubią, jak wygrana przychodzi zbyt łatwo, nie jest wynikiem ich wysiłku tylko chęci utrzymania ,,świętego spokoju” przez ich mamę.
Musimy chwalić dzieci, ale umiejętnie. Ale zawsze, ale to zawsze, musimy znajdować pozytywne strony w działaniach naszych dzieci. Przecież one tylko czekają na naszą pochwałę, szczególnie wartościowa jest ta od osób im najbliższych. Nie raz, nie dwa kiedy szczerze chwaliłam swoje dzieci, one domagały się powtarzania tej samej pochwały i na dodatek zawsze dopilnowały żebym nie zapomniała powiedzieć o tym babciom i tacie, kiedy przyjdzie z pracy. Pochwała od najbliższych ma zawsze największy ciężar gatunkowy, tak, jak surowa krytyka od najbliższych może przygnieść na długo. Nawet jak ten kot nie przypomina kota ani żadnego czworonoga, to ważne jest bycie szczerym, ale nie krytycznym. Zamiast pytać ,,a co to jest? ,,to jest kot?!!!”, można zachwycić się doborem koloru, tym jak wiele czasu i energii dziecko poświęciło, jak bardzo było skupione na swojej pracy. Jak kochamy swoje dziecko, to nigdy nie mamy trudności ze znalezieniem szczerych powodów do jego pochwalenia. I nie dajmy się zwieść przeświadczeniu, że nasze czyny świadczą o naszej miłości i uznaniu dla dziecka. Bo mimo tego, ze już drugi tydzień remontuję pokój moich córek, mimo tego, że staram się spełnić ich marzenia i oczekiwania i mimo tego, że wiem, ze bardzo się ucieszą z ,,nowego starego” pokoju, to też wiem, że dla nich nie będzie to dowód miłości i oddania im. Dla dzieci ważne są SŁOWA. Dzieci nie zawsze myślą przyczynowo – skutkowo. Przecież moje córki nie wiedzą ile trudu, wysiłku, zmęczenia i pieniędzy kosztował mnie remont. Dla dorosłego, szczególnie kobiety, taki remont mieszkania przez męża byłby najwyższym dowodem miłości, dla dzieci – jest miłą niespodzianką. Dzieciom trzeba dosłownie mówić, co jest w nich dobre, jakie mają zalety, a nad czym powinny popracować.
Niezmiennie w mojej pracy zaskakują mnie sytuacje, kiedy przeprowadzając wywiad
z rodzicem lub rodzicami pytam się, jakie mocne strony dziecka mogliby wskazać. I niezmiennie widzę na twarzach dorosłych konsternację. Dorośli w ogóle się nad tym nie zastanawiają. Mamy skłonność do tropienia wad u własnych dzieci, doszukiwania się tego, czego nie potrafią, w czym nie dorównują rówieśnikom, że tracimy z oczu, to co w nich miłe, fajne, ujmujące.
Nawet w mojej pracy widzę, że jak przeprowadzam testy diagnostyczne i werbalnie potwierdzam wykonane zadanie przez dziecka krótkim: ,,dobrze, super, ok” czy zwykłym ,,mhh”, kiedy dziecko wykonało próbę niepoprawnie, to dzieciakom łatwiej wykonuje się kolejne zadania testowe. Czują one, że ich trud jest dostrzegany, dostają one informację zwrotną, że jest dobrze, że idą we właściwą stronę. Dla dzieci najgorsza jest cisza. Budzi ona ich dezorientację, zaniepokojenie, brak pewności siebie.
Ja byłam dzieckiem z pokolenia, którego rodzice nie chwalili, bo panowało przekonanie, ze to inni powinni nas chwalić. Ale inni czyli kto? I tego zawsze mi brakowało. Dużo czasu mi zajęło, żeby poznać samą siebie, ocenić swoje wady i zalety. Dlatego tej długiej i trudnej drogi chciałabym zaoszczędzić swoim dzieciom. Chcę, żeby w dorosłość wkraczały z plecakiem wypchanym po brzegi naszymi, moim i ich taty, dobrym słowem, pochwałami. Przecież widzę, ze starsza córka jest uzdolniona manualnie, ma bogatą wyobraźnię przestrzenną, tworzy fajne projekty 3D z kartonu i kleju na gorąco, ma dużą wyobraźnię, jest empatyczna wobec małych dzieci. Ma też swoje wady: jest impulsywna, nie lubi zmian, bywa histeryczna. Ale nad tym można pracować, a jej zalety nieustannie podkreślam, dzięki czemu widzę, że czuje się pewna siebie, jest ugruntowana w swoich umiejętnościach. Dzięki temu nie traci czasu na szukania uznania u innych, dopytywania czy jej prace się komuś podobają tylko kontynuuje swoje pasje, zainteresowania, które w miarę upływu czasu są coraz lepsze i bardziej pomysłowe. I nieraz słyszę, jak komuś opowiada, że ona ma dobrą pamięć, albo tworzy świetne projekty przestrzenne albo jest dobra w liczeniu. Bo świadomość własnych zalet nie ma nic wspólnego z zadufaniem w sobie, przechwałkami i wygórowanym mniemaniem o sobie.
Pamiętajmy, że żadna pochwała nigdy nie zepsuje dziecka, nie wypaczy jego charakteru, a zimna obojętność może poczynić głębokie rany w sercu dziecka. Więc chwalmy, chwalmy, chwalmy.