Pierwsza impresja
Niecały rok temu byliśmy na wakacjach. Piękne okoliczności przyrody, domek położony w lesie, otoczony szpalerem drzew, mazurska wieś, bezchmurne niebo, leżak, książka i ja. Każdy z naszej rodziny znalazł sobie jakieś zajecie. Moja starsza córka krążyła wokół mnie początkowo bez wyraźnego celu. Sprawiała wrażenie lekko znudzonej. Wiedziała jednak, że nie ma co liczyć na to żebyśmy zgodzili się na zabijanie czasu grami na tablecie lub komórce lub oglądaniem filmików na YouTube. Z czasem zaczęła krążyć, ale co jakiś czas się schylając, zbierając szyszki i fragmenty kory drzew. Zgromadziła jeszcze klej, nożyczki. Ja zajęta interesującą lekturą nie śledziłam uważnie jej poczynań. W końcu przysiadła przy stole przed domkiem i zaczęła coś dłubać, przycinać, sklejać. Okazało się, że po godzinie stworzyła piękne łódeczki z kory. Sama z siebie, nikt jej nie podpowiadał co ma robić, nikt jej nie sugerował co ma zrobić z wolnym czasem.
Druga impresja
Niedawno leżałam chora, dopadł mnie wirus. Było niedzielne przedpołudnie, ja znajdowałam się w pół śnie, nie za bardzo zdawałam sobie sprawę z tego co się dzieje wokół mnie. W domu byłam sama z młodszą córką. Ona kierowana współczuciem i pragnieniem niesienia mi ulgi przykryła mnie swoim ulubionym kocykiem, przyniosła mi ukochane pluszaki, żebym nie czuła się samotna. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie dostrzegała w mojej niemocy swojej szansy. Kilka razy pokręciła się koło mnie, grzecznie zapytała czy może wziąć jeden z kartonów po przesyłce do zabawy. Ja będąc osłabioną i nie w pełni przytomną zgodziłam się bez zastanowienia, a normalnie to bym zagaiła rozmową, po co jej karton, co ma zamiar z nim zrobić. Potem chyba zapadłam w sen, bo gdy się ocknęłam moje dziecko zaprezentowało mi efekty swojej pracy. Okazało się, że podczas mojej drzemki poza kartonem córka wyjęła z szuflady pudełka z brokatem, który mogą używać za naszą wiedzą, bo brokat niesie się po całym domu i jest trudny do usunięcia np. z podłóg czy dywanu, zużyła dość pokaźną ilość folii aluminiowej, a pracę stworzyła przy użyciu wielkich nożyc krawieckich, których nie pozwalamy jej używać. Stworzyła parkur. Mój mąż często znajduje interesujące pomysły w internecie, a potem pokazuje je naszym córkom. Zaraża je pozytywnym bzikiem. One często siedzą razem, oglądają ciekawe filmiki, dyskutują, rozmawiają, dzielą się swoimi wrażeniami, a potem starają się wcielić różne pomysły w życie na własnych zasadach. Zawsze mają do dyspozycji, w nieograniczonym zakresie kredki, pisaki, kleje, kartki, bloki rysunkowe, ołówki, taśmę. I moja młodsza córka widząc zwykły karton zobaczyła w nim przyszłą konstrukcję – wybieg dla konia. Odpowiednio przycięła pudełko, stworzyła w nim trójwymiarową konstrukcję, ozdobiła, przykleiła odpowiednie zwierzęta. Byłam pod wrażeniem. Może zdjęcia nie robią takiego wrażenia, ale w zwykłym szarym pudełku ona dostrzegła potencjał, oczyma wyobraźni zobaczyła trójwymiarową przestrzeń, potrafiła ją wykreować. Byłam z niej dumna, że kiedy ja spałam, nie miałam siły na zabawę ani na granie – ona nie domagała się włączenia bajki (choć jest ich wielką fanką), gry na tablecie, nie czekała, aż ja jej zorganizuję zajęcie i mimo braku obecności jej starszej siostry – kompanki w zabawie, potrafiła twórczo, aktywnie spożytkować wolny czas.
Impresja trzecia
Sobotnie popołudnie – zapada cisza w pokoju moich dzieci. Okazuje się, że zaczęły lepić z plasteliny. I małe paluszki mojej sześcioletniej córki ulepiły syrenkę – moja córka zadbała o każdy detal – oczy, fryzura, syreni ogon. Podobną staranność o każdy szczegół widać w kolejnych figurkach – księżniczki, dziewczynki z kwiatami we włosach. Z bezkształtnej masy ciastolinowej wyłaniają się kolejne postaci. Moja młodsza córka bardzo często spędzając czas u swojej babci bawi się ze swoja kuzynką w lepienie postaci, zwierzątek z plasteliny. Wówczas dziewczyny solidarnie siedzą ramię w ramię, rozmawiają ze sobą, wspólnie lepią, wymieniają się uwagami i pomysłami, a potem bawią się tymi figurkami, które przed chwilą wyczarowały.
Czasami my rodzice wpadamy w pułapkę myślenia, że musimy zorganizować naszym dzieciom każdą wolną chwilę, a to zajęciami pozalekcyjnymi, sportowymi, kreatywnymi, ale także czas wolny w domu. Bawimy się więc z naszymi pociechami lub sadzamy ich przed telewizorem, ekranem laptopa, żeby tylko nie chodziło po domu bez sensu, żeby głupie pomysły nie przychodziły mu do głowy. Najlepiej, jak czas jest zorganizowany, w szczegółach zaplanowany. Cieszymy się, kiedy nasze dzieci postępują zgodnie z instrukcjami, słuchają poleceń wydawanych przez nas samych lub instruktorów poszczególnych zajęć.
Oczywiście, ja też nie jestem wolna od takiego sposobu myślenia. Moje dzieci uczęszczają na lekcje języka angielskiego i hiszpańskiego, na lekcje pływania i dodatkowo na to, co sobie same wybrały. Starsza córka chodzi więc na zajęcia z nauki szycia na maszynie, młodsza na tańce i zajęcia z dramy. Ale poza obowiązkowymi lekcjami do odrobienia, poza czasem spędzanym z nami na grach, wyjściach do teatru czy kina staramy się, żeby wczesne wieczory i weekendy były bardziej na luzie, żeby to był czas dla nich. Nuda nie musi być czymś złym. Bo jeżeli zawsze na słowa naszych dzieci ,,nudzę się” czy ,,nie mam co robić”, choć półki uginają się od zabawek, gier, plasteliny zaczniemy ich wyręczać i znajdować jakieś zajęcie lub pozwolimy na wypełnienie pustki grami komputerowymi, oglądaniem filmików w internecie, to one nigdy nie będą szukały jakiejś alternatywy, nie nauczą się myśleć kreatywnie, nie będą samodzielne. Nuda nie musi być zła. Nuda może przynieść zaskakujące pomysły. Nie powinniśmy bać się nudy u naszych dzieci. Ona zmusza do poszukiwań, do zajęcia się czymś. Nasz mózg nie znosi próżni. Ale bardzo łatwo jest go wyłączyć włączając tablet.