Niedawno przeczytałam biografię Simony Kossak – wielkiej, nietuzinkowej postaci, przyrodniczki, kobiety, której los zwierząt i Puszczy Białowieskiej stał się priorytetem, wyznacznikiem wszystkich podejmowanych przez nią działań życiowych, zawodowych i naukowych. Kobiety, która sama nie miała dzieci, a która cały swój instynkt macierzyński przelała na puszczańskie sarny, dziki. Simona Kossak uważała siebie za zoopysychologa. Podpatrywała życie, obyczaje i rytuały zwierząt uważając, że stanowią one przełożenie na to, co dzieje się pomiędzy ludźmi. Bo tak naprawdę podświadomie naszym działaniem kierują pierwotne, surowe instynkty. I właśnie ta mądra kobieta powiedziała najważniejszą myśl dla mnie, która od dłuższego czasu zaprząta mi głowę, jako matce, ale też jako terapeucie i logopedzie. Podstawowe pytanie każdej matki i każdego specjalisty brzmi: jak wychować nasze dziecko, by dać mu mądre wsparcie, wspomagać w samodzielności bez wyręczania, zbudować w nim silne poczucie własnej wartości, a nie pychy i zadufania w sobie. Cytat z przeczytanej przeze mnie biografii, będący fragmentem audycji prowadzonej przez panią Kossak w lokalnym radiu był dla mnie jak grom z jasnego nieba:
,,Jeżeli synek albo nasza córeczka nie reprezentują krzepy fizycznej, bezczelności, tupetu, to wcale nie znaczy, że jest ten nasz dzieciak skazany na to, by się podporządkowywać, być wykonawcą poleceń, nie być nikim ważnym. Nieprawda. Jeśli pomożemy dziecku zdobyć pierwszy, drugi, trzeci sukces, wszystko jedno, w konkursie recytatorskim czy na podwórku itd., to hodujemy przyszłego zwycięzcę, a zwycięstwo z niego zrobi krzepkiego człowieka” (A. Kamińska, Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak, Kraków 2015, s. 255)
Apeluję więc, abyśmy wspierali nasze dzieci, we wszystkich dziedzinach, ale także w jego rozwoju mowy. W dzisiejszych czasach, żeby być zauważonym, docenionym, trzeba nauczyć się ,,dobrze sprzedać”. Wielokrotnie cytowane różne badania pokazują, że nauczyciele podświadomie bardziej cenią uczniów wygadanych, którzy nie zawsze mają rację, ale zgłaszają się, są aktywni, od milczących geniuszy. W przedszkolu dzieci chętniej bawią z tym rówieśnikiem, który sprawnie i wyraźnie mówi, ma pomysły na zabawę, od tego, który stoi z boku i tylko przygląda się zabawie.
Wykorzystujmy więc każdą możliwą okazję do stymulowania rozwoju mowy. Przede wszystkim rozmawiajmy z dzieckiem, korzystajmy z każdej nadarzającej się okazji (w samochodzie, w poczekalni u lekarza, na zakupach, w wolnym czasie w domu), by uczyć dziecka rozmowy, inicjowania kontaktu, ale także podstawowych zasad poprawności dialogu – czekania na swoją kolej, nie przerywania, płynności wypowiedzi zamiast skakania z tematu na temat. Nie zasłaniajmy się telefonami, nie wypychajmy dziecka w objęcia tabletu, telewizora (nawet w oczekiwaniu na zajęcia logopedyczne dzieci siedzą w poczekalni przed ekranem telefonu). Ważne jest także pokazywanie dziecku, że to, co mówi jest dla mnie ważne, że potrafię przystanąć w pół kroku niosąc np. wyschnięte pranie i przykucnąć jeżeli trzeba i wysłuchać tego, co dziecko ma nam do powiedzenia. Bo jeżeli ono zobaczy, że rodzic przerywa swoją aktywność, żeby go wysłuchać, to znaczy, że to co mówi warte jest wysłuchania, czyli mówi ciekawie. Więc potem może pójdzie do przedszkola i dołączy do grupy i zacznie się bawić z innymi albo w szkole zgłosi się do odpowiedzi.
Kiedy trzeba np. w piaskownicy pomagajmy dziecku nawiązać pierwsze relacje, dajmy mu przykład. Kiedy ono ma ochotę na łopatkę innego dziecka to razem z nim albo nawet za niego zapytajmy się czy możemy ją pożyczyć. Maluchy mają to do siebie, że wstydzą się same załatwiać takie rzeczy. Na siłę nie wypychajmy ich w kontakty, których nie chcą, które ich przerastają np. przelotne rozmowy z miłą straszą sąsiadką, która zagaduje z sympatii okoliczne dzieci. Nasze dziecko nie zawsze ma ochotę, humor i śmiałość na takie pogaduszki. Nie wymagajmy wtedy, że za wszelką cenę musi odpowiedzieć, nie karćmy go, że zlekceważyło sąsiadkę lub jakąś ciocię czy wujka na przyjęciu rodzinnym. Ma do tego prawo, a my nie popadajmy w pułapkę myślenia, że to źle o nas świadczy. Właśnie w takich sytuacjach bądźmy wspierający i stańmy się rzecznikami naszych dzieci, po prostu razem z nim lub zamiast niego odpowiadajmy, uwzględniając obecność dziecka w tej rozmowie np. na pytanie cioci ,,czy lubisz chodzić do przedszkola” można odpowiedzieć, ,,tak mamy bardzo fajne przedszkole, Tomek lubi do niego chodzić, ma tam miłe panie i dużo kolegów, prawda Tomaszku?”. Nie lekceważmy także konfliktów rówieśniczych na podwórku czy między rodzeństwem. Oczywiście ważne jest, by dzieci potrafiły takie sprawy rozwiązywać samodzielnie, ale kiedy widzimy, że nasze dziecko nie radzi sobie, miota się, zaczyna być na straconej pozycji, starajmy się mu pomóc, pokazać, jak może negocjować, na ile może odpuścić lub zrezygnować ze swoich celów. Nie bójmy się, że wychowamy mięczaka, bo tak mądrze wspierając wykreujemy świadomego użytkownika języka, który potrafi negocjować, mediować, pertraktować.
Bo jak mówi Simona nikt nie urodził się z genem zwycięzcy lub przegranego, dziecko otrzymujące mądre wsparcie, a nawet pomoc nabiera pewności siebie, zaczyna uczyć się być pewnym siebie, staje się wojownikiem.