Każdy, kto ma dzieci, to wie, że gdy w pokoju dziecięcym zalegnie przejmująca cisza, to oznacza ona ni miej ni więcej tylko kłopoty. Taka cisza jest bardziej wymowna niż sygnał syreny alarmowej. Na ,,dźwięk” głuchej ciszy, każdy rodzic rzuca wszystko i lotem błyskawicy mknie do dziecięcego pokoju. I jeżeli wykazał się nie lada refleksem to w porę udaje mu się zażegnać nadciągające niebezpieczeństwo, a jeżeli spóźnił się choć trochę, to już tylko może minimalizować straty. Zawsze fascynuje mnie tok myślenia dzieci, że kiedy się bawią, ba kiedy tylko nie śpią, generują wokół siebie mega hałas, czasami taki, że umarłego by postawił na nogi. A kiedy dziecko wpadnie na pomysł wykonania zabronionej czynności, skrada się po cichu, działa bez rozgłosu, mając nadzieję, że ta cisza przytłumi jego ,,niecne” plany. W przypadku więc małych dzieci taka nagła cisza paraliżuje, wywołuje dreszcze, stawia na baczność.
Pisząc ten fragment jestem już na takim etapie życia rodzinnego, że cisza w pokoju moich córek zwiastuje chwilę oddechu dla ich mamy, nastanie upragnionego świętego spokoju, bo one potrafią już się ze sobą zgodnie i co najważniejsze długo bawić. Oczywiście do pierwszej kłótni, bo potem to już tylko słychać wzajemne oskarżenia, pretensje i żale. Potem jeszcze słychać łomot zatrzaśniętych drzwi i znowu ciszy, ale jakże już złowrogiej.
Ostatnio słysząc delikatny szmer niedzielnych rozmów z pokoju moich córek wiedziałam, że mam czas dla siebie i chociażby czas na przemyślenie i napisanie kolejnego postu. Bo wraz z mężem zauważyliśmy powtarzającą się regułę – im więcej lekcji do odrobienia ma nasza starsza córka, tym lepiej i zgodniej bawi się ze swoją młodszą siostrą i bardzo dba o to, żeby ta zabawa przebiegała w pokojowej atmosferze, bo wiadomo, że jak tylko zaczną się kłócić, to uruchamiają rodzicielski alarm, który przede wszystkim przywołuje podstawowe pytanie: ,,a lekcje odrobione?”.
Okazuje się więc, że jest taka cisza, która krzyczy bardziej niż milion wykrzyczanych słów, która alarmuje, wyje jak syrena strażacka.
Ale jest taka cisza, która krzyczy pustką, samotnością, uświadamia brak najbliższej osoby. Mam tak, kiedy moje dzieci wyjadą na wakacje do dziadków. Oczywiście fajnie jest zyskać wolny czas dla siebie, dla męża. Nie siedzimy i nie rozpaczamy wtedy z mężem, jacy to jesteśmy samotni, tylko korzystamy z życia, chodzimy do kina, teatru, organizujemy rowerowe wycieczki, nieśpiesznie pijemy kawę na balkonie czytając ulubione i zaległe z całego roku książki. Żeby było jasne nasze dzieci też w tym czasie nie tęsknią specjalnie za nami, kwitną u dziadków otoczone stuprocentową uwagą i ,,podlewane” bezwarunkową miłością. Jednakże jest tak, że z każdym mijającym dniem ta nieustannie panująca cisza mocno dzwoni w uszach, że ten panujący w domu niecodzienny spokój nie jest naturalny, obija się o uszy, przypomina o panującej pustce w dziecięcym pokoju. I z dnia na dzień pogłębia w nas uczucie osamotnienia, tęsknoty. Nawet kiedy tylko jedna z naszych córek wyjedzie, a druga zostaje, to ta na wpół panująca cisza jest słyszalna, kiedy słychać tylko jeden głos, fizycznie daje odczuć, że brakuje jednego domownika, że jesteśmy zdekompletowani.
Są też tak zwane ,,ciche dni” i choć zdarzają się sporadycznie w naszym domu, to się przytrafiają. Na szczęście mój mąż ma koncyliacyjny charakter więc szybko dąży do zgody, ale cóż – w każdym dobrym małżeństwie przytrafia się trudny czas. Jakże są to głośne ,,ciche” dni, kiedy nikt się do siebie nie odzywa, a cisza aż krzyczy niewypowiedzianymi żalami, oskarżeniami, zarzutami, kontrargumentami. I to jest taka nienaturalna cisza, że nawet nasze dzieci czują się w niej nieswojo. Chowają się w swoim pokoju i starają się nie wchodzić nam w drogę, bo czują podskórnie złowróżbną atmosferę lub dopytują się czemu u nas jest tak cicho, gdyż normalnie, kiedy jesteśmy razem to rozmawiamy, dyskutujemy, żartujemy. Jest to taka cisza, szczególnie dla dzieci, która powoduje niepokój, zabiera poczucie bezpieczeństwa, najgorsza z możliwych, bo nadchodzi niespodziewanie, nie wiadomo co ją wywołało i kiedy się skończy. Ale chyba też dzięki tym trudnym momentom uświadamiamy sobie, jak może być dobrze miedzy nami, jak generalnie dobrze czujemy się we własnym towarzystwie, i że musimy zrobić wszystko, by za wszelką cenę utrzymać tą naszą wspólnotę.
Jest też ,,karząca” cisza, która staje się nie do zniesienia szczególnie dla dzieci. Są rodzice, którzy nie odzywając się do dziecka dają wyraz swojej dezaprobacie dla jego wybryków. I nie chodzi tu o wymowne spojrzenie, które rzucamy dziecku, chcąc dać mu ostrzeżenie przed popełnieniem, kolokwialnie mówiąc, jakiejś ,,głupoty” lub rzucane po jakimś incydencie, by dać wyraz dziecku co myślimy o jego zachowaniu. Ale mam na myśli przedłużającą się ciszę, która trwa godzinami, kiedy to matka nie odzywa się obrażona na dziecko i ignoruje wszelkie jego próby przymilania się, zagadywania. A dla dziecka nie ma nic gorszego, jak cisza, ona jest zawsze niepokojąca, dojmująca, zatrważająca, a jeszcze bardziej ciąży, kiedy nadchodzi ze strony najbliższego człowieka. Dziecko z pewnością wolałoby wykrzyczane głośno zarzuty, żale, niż niewypowiedziane słowa.
Ale jest też taka cisza, kiedy zostajemy sami, ze swoimi myślami, i nie mamy gdzie przed nią uciec, zmusza nas do refleksji, przemyśleń tego, co dzieje się w naszym życiu, głowie, sercu. Cisza, która zmusza do rozprawienia się z samym sobą, do odpowiedzenia sobie na trudne pytania, które w ciągu codziennej krzątaniny łatwo zepchnąć gdzieś w podświadomość. Ale jest ona niezwykle ważna w naszym życiu, pozwala się zatrzymać, podumać, złapać oddech, czasami przewartościować swoje życie, swoją codzienność. Ale jest to cisza, która wymaga od nas pełnej szczerości i uczciwości wobec nas samych. Tą ciszę najłatwiej stracić, zagłuszyć. Wystarczy tylko włączyć TV, wejść do wirtualnego świata mediów społecznościowych, bo tam zawsze coś się dzieje, panuje ruch, gwar, zalewa nas nadmiar informacji.
Ogólnie w życiu jestem zwolenniczką rozmowy, dialogu, wymiany argumentów, gadania, przegadania, obgadania. Sama w ciągu dnia wypowiadam tysiące słów zarówno zawodowo, jak i prywatnie (nie bez powodu moje wpisy są dość długie). Zawodowo pracuję nad tym, by podnosić poziom sprawności językowych i komunikacyjnych u dzieci. Ale czasami jednak warto zamilknąć, uciszyć się, wsłuchać się w nas samych, w otoczenie, w to, co mówi drugi człowiek. Okazuje się, że możemy się dowiedzieć o sobie samych i innych wielu ciekawych i ważnych informacji.
Ludzie natomiast mają tendencję do zagłuszania ciszy. Miałam kiedyś takich sąsiadów, u których o każdej porze dnia, kiedy ich odwiedziłam (wraz z sąsiadką byłyśmy akurat na urlopach macierzyńskich) był włączony telewizor. I co ciekawe, nawet kiedy do nich przychodziłam, oni nigdy go nie wyłączali. Ba potrafili ze mną rozmawiać i śledzić to, co dzieje się na ekranie. Zawsze mnie to fascynowało, że można tak cały dzień funkcjonować w takim zgiełku, bo jak tu nawet pomyśleć, co mam kupić w sklepie. Ale w tym hałasie funkcjonowały także ich dzieci. Nie zapomnę też rozmowy z rodzicami niemówiącego dwuipółlatka, który od strony medycznej był zdrowy. Wszystkie dane z rozmowy z rodzicami wskazywały, że mamy do czynienia z prostym opóźnionym rozwojem mowy. Na moje pytanie czy chłopiec często ogląda telewizję, odpowiedzieli zgodnie, ze nie. W ciągu dnia godzinę oglądał bajki i niekiedy zerkał na to, co akurat oglądali rodzice. Na moje pytanie, co i kiedy oglądają, odpowiedzieli, że jak przychodzą do domu to włączają telewizor i wyłączają go, jak idą spać. Że tak konkretnie to nic nie oglądają cyklicznie, ,,zerkają” przelotnie na to, co aktualnie leci. Nie potrafili mi odpowiedzieć na pytanie, czy cokolwiek pamiętają z tego co oglądają, i czy w takim razie muszą mieć telewizor włączony, skoro tylko zerkają. Byli zaskoczeni, że to wg mnie jest coś dziwnego. Taki mieli styl życia. Ludzie podskórnie uciekają od ciszy, wolą jak im coś szumi w tle.
A czasami naprawdę warto się wsłuchać w to, co cisza chce nam wykrzyczeć. Czasami cisza jest błogosławieństwem, daje czas, powala złapać dystans i nie powiedzieć czegoś za dużo, słów, których byśmy później żałowali. Czasami staje się ostrzeżeniem, co możemy stracić, jak będziemy brnąć w bezsensowne konflikty, czasami pozwala na to, że doceniamy obecność drugiego człowieka w naszym życiu, kiedy akurat dłużej go nie ma przy nas. I choć jej odcieni jest wiele, przede wszystkim stanowi ona tło, wyjaskrawia wszystko to, co chcemy powiedzieć. Nie bez powodu mówi się, że ,,mowa jest srebrem, a milczenie złotem”. A jak wiadomo ,,przysłowia są mądrością narodu”…